niedziela, 24 marca 2013

from me, all about me

Zostałyśmy wytypowane razem z kassy żeby odpowiedzieć na parę pytanek Grey, co jest miłą niespodzianką :) i lekką odmianą. Jako, że jako pierwszej udało mi się dorwać do tych znaków zapytania i kropek nad 'i', więc dzisiaj, właśnie teraz zastanawiam się i odpowiadam na nie. 
Może pierwsze podam pytania, a potem odpowiedzi.

1.Gdybyś mógł/a spełnić jedno marzenie. Wahałabyś/aś?

Hm, jedno, jedyne marzenie. Nie wahałabym się i wybrałabym wyjazd do Londynu, zawsze chciałam tam pojechać, więc gdybym miała okazję chociaż na kilka dni tam zamieszkać, zaraz pakuję walizkę, wskakuję w samolot i lecę.


2.Ulubiony kwiat?



Chociaż proste pytanie, to mam problem żeby odpowiedzieć od razu, muszę się chwilę zastanowić. Ale bez wątpienia najładniejszymi kwiatami są róże, a szczególnie.... niebieskie.

3.Na jakiej osobie się wzorujesz?


Chyba nie ma jako tako, takiej osoby. Staram się być sobą, czasem nie. Zależnie od sytuacji, zmienia się moje zachowanie,ale nie ma chyba kogoś na kogo bym patrzyła jako na ideał, którym chce człowiek być.

4.Gatunek muzyczny którego najchętniej słuchasz to...?

Pop, rock

5.Zamknij oczy i wyobraź sobie las. Jaki on jest?


Chyba najlepsze pytanie. :)
No, więc liście drzew są soczysto zielone, a krople wody, pozostawione przez poranny deszcz, błyszczą w słońcu. Słyszę delikatny śpiew ptaków, ale ich niegdzie nie widzę. Rozglądam się, ale wokół niczym mur stoją tylko leśni strażnicy pilnując by nikt się nie wymkął niespostrzeżony. Siadam na kładce na wąskiej rzeczce, której wody spływają w dół, w oddali wzburzają się jak morskie bałwany, chmury białej piany. Całe ciało przechodzi dreszcz, bo rozpryskana 'mgła' moczy moją skórę. Otulam się rękami chcąc się odgrodzić od chłodu, w końcu podnoszę się i rozglądam. Na ściółce pojawiają się powoli wilgotne plamy. Chmury, białe obłoczki odpływają, a te mroczne... płaczą.
  
6.Przyjaciel to dla Ciebie?

Ktoś, komu mogę zaufać, daje mi oparcie psychiczne i zawsze jest dla mnie podporą.
 
7.Co robisz w wolnej chwili?



Czytam, oglądam filmy.
 
8.Czym jest dla Ciebie wiara?


Pewnego rodzaju ostoją, gdzie można zapuścić głęboko korzenie i być spokojnie pewnym, że wybrało się dobre miejsce na życie.  Czymś, co jest częścią duszy, a bez tego jest się pustym i nic nie ma sensu. 

9.Co sprawia Ci największą radość?

Różne rzeczy, poczynając od zatopienia się w dobrej książce, poprzez dobrą zabawę, kończąc na udanych zakupach.

10. Udzielasz się charytatywnie?

 Em, nie.


by dhampirka19 


poniedziałek, 18 marca 2013

Opowieść Anioła





Spadam. Czuje, że ukochane niebo jest coraz dalej. Już nigdy nie usłyszę słodkich pieśni kojących mą anielską dusze. Spadam coraz szybciej moje skrzydła nie uchronią mnie przed upadkiem. Połamali mi je. Jeszcze teraz czuje dotkliwy ból. Od teraz jestem Aniołem ze złamaną, naznaczoną przekleństwem duszą. Gdy dotrę na Ziemie zostanę Upadłym. Nieciekawa perspektywa biorąc pod uwagę wieczność…
Już ją widzie, niewielka przystań gdzie ludzie przezywają swoje marne żywoty. Czuje złość, mnie pozbawiono szansy ujrzenia Najwyższego. Oni dzięki łaski Boga mogą się wykupić, ja nie…
Mogę już dostrzec chmury i kontynenty. Jeszcze chwila i moje ciało-  przyciągnięte przez magnetyzm planety- uderzy z impetem ryjąc dwumetrowy krater.
***
Dusze się, moje gardło nie jest przyzwyczajone do pyłu i zanieczyszczeń ziemskiego powietrza. W końcu kaszląc i krztusząc się biorę pierwszy, drżący oddech. Czuje w nim całą beznadziejność tego świata. Moje błękitne tęczówki porażone są ostrym, słonecznym światłem. Zakrywając ręką najdotkliwsze światło i mrużąc oczy mogę rozejrzeć się wokoło. To co widzę nie napawa mnie optymizmem. Wszędzie wokoło piach i kamienie. Potykając się i co chwila potykając idę przed siebie.
***
Idę już trzy dni. Gdybym miał skrzydła mógłbym znaleźć się gdzie chce w zaledwie parę sekund. Czuje jak coś mrocznego i obrzydliwego truje resztkę moich białych, silnych skrzydeł. Tam gdzie upadną moje pióra nic nigdy już nie wyrośnie. Nie martwię się tym zbytnio, biorąc pod uwagę, że jestem na pustyni. Gdy skończy się proces mojej przemiany w miejsce starych skrzydeł wyrosną mi nowe, czarne i poszarpane- odzwierciedlenie mej duszy. Będą jednak za słabe by dolecieć na nich do nieba.
***
Upadam, moje spierzchnięte wargi łapczywie łapią gorące, pustynne powietrze. Nie potrafię już zliczyć dni mojej wędrówki. Moje zmysły mamione są przez upał i zmęczenie. Nagle widzę zbliżający się do mnie samochód – jeszcze jedna fatamorgana – myśleć. Bardzo realistyczna dla ścisłości. Słyszę głosy. Ktoś podaje mi butelkę z czymś zimnym i płynnym. Łapczywie przyciskam usta do butelki. Kilka osób stoi nade mną. Naradzają się zapewne co ze mną zrobić. W końcu jeden z ludzi podniósł mnie z ziemi. Ktoś zadawał mi pytania lecz ja odpłynąłem w niebyt.
***    
- Kim jesteś i co robiłeś na pustyni? – gruby, męski głos wyrwał mnie z letargu. Rozejrzałem się wokoło. Byłem jeszcze otumaniony, nie wiedziałem co się stało. Ktoś odgarnął mi włosy z twarzy.
- Uspokój się, jeszcze nie doszedł do siebie. Nie widzisz? –urodziwa, kobieca twarz popatrzyła na mnie z góry. W jej oczach  ujrzałem troskę,
-Chcesz pić? –nie mogłem jej odpowiedzieć, za bardzo bolało mnie gardło. Kiwnąłem głową.
- Jak będzie w stanie mówić to daj znać.
Kobieta pokiwała głową. Mężczyzna wyszedł ujrzałem tylko jego plecy. Podniosła mi głowę i przytknęła butelkę do ust.
- Nie przejmuj się nim. Zawsze taki jest: gburowaty i niemiły.- Uśmiechnąłem się do niej gdy zabrała butelkę. Moje usta krwawiły i bolały niemiłosiernie. Mimo tego zapytałem.
- Gdzie ja jestem?- zdążyłem tylko zauważyć, że jestem w dość dużym namiocie pełnym skrzynek i worków. Kobieta się zaśmiała.
- Jesteś w obozie archeologów. Cóż innego moglibyśmy robić na pustyni?
Spróbowałem wstać lecz zakręciło mi się w głowie. Opadłem na posłanie. Dysząc i walcząc z mdłościami spytałem: - Ile byłem nie przytomny?
-Zaledwie kilka godzin.
Kobieta usiadła naprzeciwko mnie na składanym krzesełku. –Co robiłeś na pustyni. Nie wiele spotyka się ludzi samotnie tułających się po pustkowiu.
Uśmiechnąłem się- Za dużo by opowiadać.
- Rozumiem. Przyniosę ci coś do ubrania. To co miałeś na sobie było strasznie poszarpane i brudne.
Spojrzałem w dół na swoje ciało. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem nagi. Wyżej naciągnąłem śpiwór. – Dziękuje.
Kobieta machnęła ręką i wyszła na zewnątrz. Cienki snop światła na moment mnie oślepił. Musiałem stamtąd odejść. Nie byłem w stanie dać im odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Z trudem zwlokłem się z łóżka. Śpiwór spadł na ziemie, a mnie owionął ciepły, pustynny wiatr. Rozwinąłem swe nowe, czarne skrzydła nie widoczne dla śmiertelników. Stając się cały nie widoczny wyszedłem z namiotu. Nie bacząc na otoczenie skoczyłem w górę i złapałem mocny wiatr. Lecąc z nim zostawiałem za sobą wiele kilometrów w zaledwie parę minut.
***        
Zawsze lubiłem świątynie: chrześcijańskie, islamskie, buddyjskie. Wyznanie nie miało większego znaczenia. Lubiłem obserwować ludzi gdy zatapiali się w modlitwie. Właśnie wtedy byli najbliżsi nam –Aniołom. Łączyła nas wspólna modlitwa i żar wiary,  równie gorący jak żar w piekle. Dlatego właśnie opadłem na najbliższy kościół, zdaje się chrześcijański. Wszedłem do środka przez okienko w wierzy kościelnej. Przecisnąłem się obok dzwonu. Poczułem jego ostry, metaliczny zapach. Starając się być jak najciszej schodziłem schodami w dół- do miejsca, gdzie stały wielkie organy. Otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Podszedłem do barierki. Chłonąłem oczami każdy szczegół. Kościół był ogromny, cały tonął w przepychu. W każdym rogu spoglądał na mnie gipsowy, pomalowany złotą farbą anioł. Uśmiechnąłem się do nich. Tchnięty Boską świętością skoczyłem w dół. Chciałem znaleźć się bliżej Tabernakulum. Święty chleb przyzywał, wołał. Gdy już sięgałem dłonią by dotknąć świętości zostałem brutalnie odepchnięty. Ktoś ścisnął mi dłonią tchawice.
- To nie twój kościół! Znajdź sobie inny.
Nie mogąc złapać tchu charczałem przerażony. Nie byłem przyzwyczajony do takiego brutalnego ataku, do jakiegokolwiek ataku. Napastnik widząc jak się męczę puścił mnie nagle. Opadłem na ziemie charcząc. Moje gardło paliło mnie żywym ogniem.
- Jesteś nowym Upadłym?- napastnik wyraźnie się zmieszał – Ojej… przepraszam.
Anioł podał mi dłoń bym mógł wstać.
 – Nic…się nie… stało- Wysapałem. Popatrzyłem na napastnika. Nie znałem go. Nigdy nie spotkałem go w niebie. Widać było jednak, że jest na wygnaniu dobrych parę eonów.
- No już wystarczy tych oględzin. Kim jesteś?
-Czy imię ma znacznie?
 Uśmiechnął się.- typowy Anioł. Lubisz odpowiadać pytaniem na pytanie, co? Będąc tu szybko wyzbyjesz się tej cechy tak jak ja.
Nie patrząc na mnie rozwinął skrzydła i wyleciał na zewnątrz. Poszedłem za nim. Rozejrzałem się dookoła. W końcu go zauważyłem. Siedział na wierzy ratusza, widziałem jak macha nogami w powietrzu. Podfrunąłem do niego, zrobił mi miejsce. Usiadłem. Podziwiałem jego szlachetny profil. Siedzieliśmy razem aż do świtu.- Dwie potępione, złamane dusze... Obserwując wschód słońca zapytałem:
- Powiedz mi... - Anioł popatrzył na mnie błękitnym wzrokiem-...Czy ...czy kiedykolwiek pogodzę się z tym co się stało?
Jego zbolały wzrok mówił mi wszystko, lecz mimo tego czekałem na jego odpowiedź.
-Nie.- Ta krótka odpowiedź uderzyła mnie jak obuchem. Zdawałem sobie sprawę z tego jaka będzie odpowiedź lecz wypowiedziane na głos miało ogromną, niszczącą moc. Anioł złapał moją twarz w dłonie i obrócił ku sobie.
- Nie możesz się poddawać, słyszysz?! Wszystko zależy od ciebie, nie od Niego.
Jęknąłem. Po moich policzkach płynęły strugą łzy. Przytulił mnie.
- Wiem co przeżywasz, jak ja dobrze to wiem. - Powiedział gorzko. Siedzieliśmy tam tak długo aż w koncu się uspokoiłem.
-Wszystko w porządku?
-Chyba... tak. -Anioł wstał i podał mi dłoń. Popatrzyłem na niego pytająco.
-Gdzie idziemy?
-Przed siebie. Pokarze Ci świat, ludzi. Życie.
Otarłem ręką twarz. Chwyciłem za jego dłoń

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 2 cz. 2



***

-Siadaj! –Horiszjo warknął. –I zamknij się jak będę mówił.
Usiadł naprzeciwko rozczochranego więźnia i nalał sobie miodu do garnczka. Popatrzył na niego.
-To co zrobiłeś jest niewybaczalne. Trudno mi nawet sobie wyobrazić, że mogłeś coś takiego zrobić! Nie wysłuchałeś mojego rozkazu. –Horiszjo popatrzył na niego i gniewnie zmarszczył brwi. –Co więcej złamałeś nasze prawa. Mógłbym ci darować te podpalone domostwa, mógłbym zapomnieć o tym, że zabiłeś połowę naszych koni, ale morderstwo to już inna sprawa!
Sen popatrzył na niego beznamiętnym wzrokiem. Horiszjo wściekł się jeszcze bardziej, gdy ten całkowicie go ignorując oglądał swoje paznokcie. Horiszjo wstał i patrząc na niego z góry powiedział:
-Morderstwa dwóch ludzi nie mogę ci wybaczyć. Na to jest tylko jedna kara. Nie będę mówił jaka, bo dobrze o tym wiesz.
Gdy Sen dalej nie zwracał na niego uwagi, Horiszjo pełen złości zawołał Szenue.
-Tak? –mężczyzna wszedł do namiotu tak szybko jakby był cały czas w pobliżu.
-Weź to ścierwo. –tu popatrzył na Sena. –I zajmij się nim tak jak na to zasługuje.
Szenue niewiele czekając zawołał jednego z żołnierzy. Razem zatachali go do wyjścia. Lecz zanim wyszli Sen wreszcie się odezwał.
-Zdradziłeś własną rasę Horiszjo. Myślałem, że jesteś inny, ale myliłem się. Właśnie przez takich jak ty nasz prawdziwa, pierwotna natura zanika. Stajemy się podobni do ludzi. –to zdanie niemal wysyczał. Horiszjo popatrzył na niego gniewnie.
-Brać mi go stąd, ale już! Won! –krzyknął. Mężczyźni czym prędzej go wyprowadzili nie szczędząc przy tym kopniaków i przekleństw. Do namiotu wszedł młody mężczyzna. Gdyby nie szeroki miecz u jego pasa, mógłby z powodzeniem udawać pazia na królewskim dworze. Zawahał się widząc w jakim stanie jest jego wódz.
-Czego? –Horiszjo warknął.
-Zauważyłem coś niepokojącego na południu dwie godziny jazdy stąd.
Horiszjo od razu się uspokoił. Popatrzył na niego chłodnym wzrokiem.
-Pokaż mi.
Młodzian kiwnął głową. Wyszli razem i wsiedli na konie. Horiszjo poczuł na twarzy pierwsze  promienie wschodzącego słońca. Pocwałowali na południe.

środa, 13 marca 2013

it's rain



Opis żywiołu
Deszcz


Koloryt nieba powoli zaczyna przybierać zupełnie inne barwy.
Chmury zmieniają swe jasne ubrania na te, nieco ciemniejsze.
Przyglądam się wodnemu zbiornikowi nieopodal rozmieszczonemu przez naturę.
Powoli na tafli jeziora zaczynam widzieć małe ‘pęknięcia’.
Małe kropelki coraz szybciej spadają na, do tej pory gładki płaszcz wody, rozpryskując się dookoła.
Z góry, z nieba coraz szybciej spadają coraz większe krople.
Deszcz.
Spada na wysuszona ziemie, która popękała z nadmiaru gorąca.
Trawy i rośliny wyciągają swe pędy w górę, ku niebu, by skosztować choć odrobinę tej ambrozji i nektaru.


See you 
<3

by dhampirka19

wtorek, 12 marca 2013

Coś o mnie.

Hej! postanowiłam napisać trochę o sobie ponieważ niewiele można dowiedzieć się z mojej lakonicznej notki na koncie Google. A więc: jestem osóbką raczej przeciętnego wzrostu (raptem 176cm) o długich  włosach (dzięki brat, że pilnowałeś mnie i mojego fryzjera). Patrzę na świat niebieskimi, raczej poważnymi oczyma, często chodzę z głową z chmurach czego efektem jest to co możecie przeczytać na moim blogu.
Moja przygoda z pisaniem zaczęła się niedawno. Za namową dhampirki19 spróbowałam swoich sił w pisarstwie, nawet gdybym chciała nie mogłabym wyrwać się z tej pisarskiej 'sieci' ponieważ mój brat także coś tworzy. Na razie skupiam się na książce którą mam nadzieje ukończę (trzymajcie kciuki) ale ostatnio znudzona moją Krwawą strzałą napisałam krótkie opowiadanie, które za niedługo będziecie mogli przeczytać. Jak zwykle proszę o komentarze bo to dla mnie bardzo ważne.
Planuje kilka nowości na moim blogu: m.in będę starała się dodawać recenzje moich ukochanych książek jak i tych mniej ukochanych:)
Mam nadzieje, że będziecie odwiedzać mój blog. Za każde odwiedziny serdecznie dziękuje.

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 2 cz.1



Horiszjo wyszedł z namiotu w bezgwiezdną noc. Jego zwalista sylwetka i blond włosy do ramion dawały mu wygląd niedźwiedzia, tylko oczy miały ludzki charakter. Raz złote, raz czarne zdawały się być zwierciadłem jego duszy. Przeciągnął się aż chrupło mu w kościach. Rozejrzał się dookoła i poszedł w stronę bruneta o pociągłej twarzy. Ten na widok swego wodza wstał i kiwnął głową. Horiszjo w odpowiedzi zrobił to samo.
-Wrócił już Horako? –zapytał Horiszjo.
-Jeszcze nie. Musiał jechać za same Góry Skaliste, aby złapać Sena. Łajdak podpalił kilka domów w okolicy zanim zbiegł. Co z nim zrobisz?
Horiszjo zmarszczył czoło.
-Nie wiem jeszcze, był dobrym towarzyszem lecz to co zrobił…
-Nie posłuchał cię Horiszjo. Nie posłuchał rozkazu wodza. Na to jest tylko jedna kara. –Szenue mówiąc to, był oparty o bok swego wierzchowca. Horiszjo usiadł na pobliskim kamieniu.
-Wiem przecież. Nie ty będziesz mi mówił co mam robić. –na te słowa Szenue się roześmiał.
-Widzę, że zbliżające się pełnia księżyca działa na ciebie jak płachta na byka. A może to działanie tej małej zielonookiej kocicy? Doprawdy dorodna sztuka.
Horiszjo roześmiał się.
-Księżyc mąci ci rozum, Szenue. Bywaj.
Ciągle się śmiejąc wstał i poszedł w stronę rzeki, aby obmyć swe zmęczone wędrówką ciało.

***
  
-Horiszjo wstań! Horako wrócił! –Szenue wszedł do namiotu. Ten otworzył złociste oczy, jego nagi tors owionął chłodny wiatr z zewnątrz.
-Kiedy? Czy złapał… -wstał z posłania i zaczął ubierać koszulę.
-Tak, nawet go nie pokiereszował zbytnio. Imponujące osiągnięcie biorąc pod uwagę naszą hm… naturę.
Horiszjo przeczesał swe włosy palcami poczuł na twarzy twardy zarost.
-Trzeba się będzie ogolić. –pomyślał. Przytoczył do pasa miecz i wyszedł za Szenue na zewnątrz. Owionął go zapach trawy i dojrzałego zboża.
-Zbliżają się sianokosy. Ludzie wyjdą na pola. Niebezpiecznie, niebezp…
Jego rozmyślania przerwało rżenie koni i ostry zapach krwi. Jego nozdrza rozszerzyły się w poszukiwaniu źródła zapachu.
-Tam. –Szenue wskazał ręką. Horiszjo spojrzał we wskazaną stronę. Jego oczom ukazał się dość przykry widok: mężczyzna o jasnych, krótkich włosach z przytoczonym do pasa mieczem i z łukiem na plecach taszczył jakiś tobół za koniem związany liną. Wokół blondyna i jego konia utworzył się mały pierścień mężczyzn, było słychać ich głośne śmiechy i cichy jęk wydobywający się z worka. Horiszjo podszedł do zebranych, popatrzył na blondyna i powiedział:
-Jak łowy, Horako, udane?
-A jakże, udało mi się złapać co nie co. –mówiąc to podszedł do ruszającego się toboła. Wyciągnął krótki myśliwski miecz i ukucnął nad jeńcem. Jednym szybkim ruchem przeciął supeł i rozciął worek. Wyciągnął stamtąd poobijanego, brudnego od ziemi i własnej krwi, mężczyznę. Ten popatrzył na nich dziko. Splunął pod nogi wodza. Dostał kopniaka w brzuch od któregoś z mężczyzn.
-Wystarczy! Nie bijcie go więcej. Jest już wystarczająco poobijany. –popatrzył na jeńca z pogardą. –Przynieście go do mojego namiotu. –popatrzył w dzikie oczy pełne nienawiści, odpowiedział tym samym po czym odwrócił się i odszedł w stronę namiotów. Słyszał ciche przekleństwa i przepychanki, gdy dwóch mężczyzn próbowało zaciągnąć Sena do namiotu. Mężczyzna wyraźnie próbował uciec lecz był zbyt poobijany i słaby, aby jego wysiłki osiągnęły jakiś rezultat. W końcu zrezygnował i pogodzony  z losem dał się zataszczyć we wskazanym kierunku.

Rozdział 1 cz.5




 Wstała z nadzieją, że to Marin wraca. Gdy zobaczyła w oddali dwoje postawnych jeźdźców, jej nadzieja ustąpiła miejsca rozczarowaniu. Obserwowała mężczyzn, gdy ci zbliżali się w jej stronę. Eleni zauważyła, że to jacyś nieznani przybysze. Nigdy nie widziała ich w wiosce. Jej rozmyślania przerwał coraz głośniejszy dźwięk kopyt. Mężczyźni byli już na tyle blisko, że Eleni mogła się im przyjrzeć. Mieli na sobie ubranie z wyprawionej skóry. Każdy z nich miał u boku przytroczony miecz. Mieli długie włosy, jeden miał jasne, a drugi ciemne jak noc. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mogą być niebezpieczni, a ona jest sama i nikt nie wie, gdzie jest. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Eleni pierwszy raz poczuła czym jest strach. Dwaj mężczyźni zatrzymali się przed nią.
-Co taka ładna dziewka robi sama nad rzeką? –powiedział ten o jasnych włosach i zsiadł z konia.
-W okolicy jest niebezpiecznie dla takich ładnych sarenek jak ty. –dodał drugi i również zeskoczył z konia stając  z nią.
-Moi rodzice zbierają chrust niedaleko. Wiedzą, gdzie jestem.
-A mi się wydaje, że nie. –powiedział ciemnowłosy. –Jesteś tylko ty i my.
Eleni cała pociła się ze strachu.
-Spróbuj mnie tylko tknąć, a pożałujesz. –krzyknęła.
-Akurat. –ten o ciemnych włosach zatkał jej usta dłonią by nie mogła krzyczeć. –Ale nam się kąsek trafił.
Eleni wierzgała w silnym uchwycie mężczyzny. Z jej ust wydobył się stłumiony pisk.
-Jaka żywotna. –zarechotał blondyn. Zaczął się do niej zbliżać  -Zobaczymy jaka będzie, gdy… -nie dokończył. Nie było mu dane. Nagle ni stąd ni z zowąd pojawiła się rosła sylwetka, która powaliła blondyna jednym ciosem miecza. Brunet zaklął, rzucił Eleni na ziemię, a sam wyciągnął mocny krótki miecz z pochwy. Nie zdążył nim nawet zamachnąć. Został ugodzony w brzuch ze śmiercionośną precyzją. Eleni niewiele z tego zobaczyła. Masowała wykręcone ręce i stłuczony łokieć, na który upadła. Wszystko działo się tak szybko… Gdy dotarło do niej, że została uratowana, spojrzała na swego wybawcę. Od razu poznała te ciemne oczy. Śniła o nich tyle nocy…
-Wszystko w porządku? –zapytał. –Nie zrobili ci krzywdy?
-Chyba nie… -wymamrotała. Patrzyła z przerażeniem na ciała dwóch oprychów. Zasłonił jej widok.
-Chodź, odwiozę cię do domu. –podał jej dłoń. –Co robiłaś sama nad rzeką? –zapytał z troską, ale Eleni już nie myślała o tym co ją spotkało. Pochłaniała oczami każdy skrawek jego ciała, wsłuchiwała się w głęboki głos.
-Co tu robisz, panie? –zapytała.
-Niedaleko jest mój obóz. I proszę, nie mów do mnie panie. Jestem Horiszjo. –pomógł jej wsiąść na swego konia.
-A ja jestem Eleni. –powiedziała nieśmiało. Zesztywniała, gdy poczuła za sobą jego twarde ciało. Owionął ją zapach koni, lasu i… mężczyzny. W ciszy udali się do domu Eleni. Dziewczyna wdychała jego zapach. Jego zarost tarł ją w policzek. Eleni poczuła, że serce wali jej jak młotem. I była pewna, że on skądś o tym wie. Ta myśl sprawiła jej przyjemność. By odciągnąć myśli od zdrożnych ścieżek skupiła się na jeździe. Horiszjo pewnie prowadził swego konia. Według Eleni był to wspaniały wierzchowiec o pięknej ciemniej maści. Dumnie wiózł ich przez ciemny las i zdradliwe wąwozy. Była pod urokiem dzisiejszej nocy. Nie zauważyła, że już dojechali do wioski. Eleni zrobiło się żal, że to już koniec ich przejażdżki. Horiszjo pomógł jej zsiąść z konia. Gdy poczuła jego dłonie na swoim ciele, zadrżała.
-Wszystko w pożarku? –zapytał.
-Tak. I dziękuję za…hm… pomoc. –wydukała. Horiszjo uśmiechnął się. Jego włosy skrzyły się w księżycowym świetle.
-Nie chodź tam sama. Obiecaj mi to. –jego oczy patrzyły na nią poważnie. Eleni uśmiechnęła się leciutko
-Dziękuję Horiszjo –wypowiedzenie jego imienia sprawiało jej przyjemność.
-Do zobaczenia. –Eleni pobiegła do karczmy, nie zważając na szczekanie psów. Horiszjo czekał aż wejdzie do domu. Dopiero potem spiął konia i odjechał.


piątek, 8 marca 2013

jak wyrazić słowem dwie strony medalu, czyli "lustro"

Logując się tutaj i kolejno wpisując każde słowo nadal nie jestem pewna.
Nadal się zastanawiam czy jest sens w ogóle to dodawać, ale druga współtwórczyni tego bloga poradziła mi żeby właśnie tu wstawić coś, co wczoraj napisałam, coś co być może jest całkowicie bez sensu i zarazem coś, co być może skrywa w sobie... coś.
Tak, więc z lekkim wahaniem piszę to tutaj, a tytułuję tekst słowem "lustro".

Napiszcie jakiś komentarz, podzielcie się tym, co wywnioskowaliście i jak to rozumiecie, napiszcie, co Wam też, tam w duszy gra :P

 "Lustro"

Gdy popatrzymy na takie sobie zwykłe lustro, może nie od razu, ( a niektórzy w ogóle), ale zauważymy, że jest przedstawieniem kilku rzeczywistości.
Pierwsza z nich to my i nasz sposób bycia, osobowość, to, co postrzegamy za realne i nam odpowiadające.
To to, co jest przed owym "lustrem", jednak drugą rzeczywistością jest sam obraz powstający za zwierciadłem. Jest to poniekąd odwrócony obraz świata, ale i to, co uważamy za nieprawdziwe chociaż takim nie jest.
Gdy jednak "lustro" zostanie rozbite okazuje się, że nie każdy ma rację, a rzeczywistość, w której żyjemy ma wiele warstw.
Kawałek łączy się z kawałkiem, ale nie każdy kawałek do siebie pasuje.
To znaczy, nie każdy człowiek potrafi drugiego zrozumieć, gdyż każdy buduje własną świadomość według własnego pomysłu.
Pomysły nie mogą się powtarzać i się nie powtarzają, ale bywają podobne dzięki czemu zawsze znajdzie się ktoś, kto nas zrozumie i będzie z nami tworzył
rzeczywistość...
sprzed "lustra".


jak
może
być
                                                                                                                                                                      
L
U
S
T
R
O

                              jak widzimy                            jak jest
co innego widzimy,
co innego jest,
a co innego może się wydarzyć...

7.03.2013


Cały ten tekst napisałam wczoraj, zastanawiając się jak inaczej powiedzieć,
że coś ma dwie strony medalu.

by dhampirka19

wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 1 cz.4



***
Kilka dni po pamiętnym wieczorze, Eleni spędzała wolne popołudnie nad rzeką. Siedziała na trawie i czesała swe długie, ogniste włosy. Pogoda była piękna, słońce grzało ją i małego liska, który wylegiwał się nieopodal patrząc na nią leniwie. Eleni zastanawiała się czy znowu usłyszy jakieś szeleszczenie w krzakach lecz jak na razie nic się nie działo. Nie była z natury strachliwa, ostatnio nawet czuła się coraz pewniej chodząc po lesie pobliskich dolinach. Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją chroni.
-Może to jakiś leśny duszek? –zastanawiała się głośno próbując znaleźć odpowiedź na intrygujące ją pytanie. Przysiadł się do niej ciemnowłosy chłopak o wesołych oczach. –Marin! Musisz się tak skradać?! Nie podsłuchuj, to co mówię to moją sprawa. –Eleni spięła swe włosy i popatrzyła na przyjaciela. –Czemu masz na sobie strój podróżny? –Spojrzała przez ramię. –I po co ci ktoś obładowany jukami? Wybierasz się gdzieś?
Popatrzyła na niego swymi zielonymi oczami. Marin pod jej wzrokiem poruszył się niespokojnie.
-Już dawno chciałem ci powiedzieć. –zawahał się. –Wyjeżdżam do Lakonii.
Eleni zamrugała kilka razy z niedowierzaniem.
-Marin. –Wyszeptała chwytając go za dłoń.- Nie możesz… moje serce pęknie.
W jej oczach pojawiły się łzy.
-Oni cię tam zabiją. Wiesz ilu młodych chłopców przeżywa? –Eleni rozpłakała się.
-Eleni, musze wyjechać. Dobrze wiedziałaś, że w moich żyłach płynie krew Wielkiego Samosa. –powiedział do niej łagodnie, przytulając ją. Wyrwała mu się wycierając wściekle łzy.
-Krew Samosa, legenda o trzech boginiach. Marin, to wszystko stare bajdy! –wstała wściekła na niego. –Nie ma żadnych wilkołaków ani wampirów. Nie ma na co polować bo nic nie ma! –Eleni prawie krzyczała.
-Eleni, nie pytam cię o zdanie. Dzisiaj wyjeżdżam. –Pocałował dziewczynę w czoło. Już siedząc na koniu powiedział –Byłaś zawsze dla mnie przyjaciółką. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczymy. –Po czym spiął konia i pocwałował w stronę wioski. Eleni pełna bezsilnej złości siadła na trawie próbując opanować wstrząsające ją łkanie. Siedziała nad rzeka tak długo, że słońce już pokonało połowę drogi do swego zachodu. Gdy siedziała tak cała nadąsana usłyszała tętent kopyt.

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 1 cz.3



Zauważyła go od razu.  Siedział ze swoimi wojami w kącie izby, przyglądając się ogólnemu zgiełkowi i tumultowi. Gdy Eleni skierowała się w jego stronę, zauważył ją. Jego oczy zabłysły, ich spojrzenia skrzyżowały się. Eleni ujrzała w nich niebezpieczeństwo i… obietnice. W końcu dopadła do jego stolika.
-Piwa… panie? –zapytała starając się ukryć uczucia jakie wzbudziły w niej jego oczy.
-Mój pan i my chcemy coś do jedzenia. Przynieś nam coś pożywnego dziewko. –powiedział mężczyzna siedzący po prawej stronie tego o mrocznych oczach.
-Już niosę. –odpowiedziała nie dając poznać po sobie, że zabolała ją ich reakcja. Dygnęła przed nimi i czym prędzej odeszła z czerwonymi policzkami w stronę kuchni. Starała się nie słyszeć sprośnych komentarzy na jej temat i śmiechów żołnierzy. Weszła do kuchni zamaszystym krokiem.
-Ewo, ci nowi chcą coś do jedzenia. Przygotuj im, dobrze?
-Dobrze, dobrze. Dziewczyno coś ty taka zdenerwowana? Nakrój im chleba do zupy.
Eleni ze złością zaczęła kroić wielki bochen chleba.
–Ja im dam wyśmiewanie się ze mnie, że niby dziewka to głupia jak gąska? –Eleni gniewnie mamrotała pod nosem.
-Ja im pokażę. Niech tylko… -Jej gniewny monolog przerwał wesoły głos Ewy.
-Gotowe! Weź podkuchennego i zanieście to na salę.
Młody chłopiec podbiegł do kobiet.
-Weź chleb i talerze, a wezmę zupę. –powiedziała gniewnie Eleni. –Tylko mi ich nie potłucz, bo cię spiorę!
Chłopiec jakby nic sobie z tego nie robiąc, wesoło gwiżdżąc wyszedł z kuchni niosąc talerze i chleb. Eleni zręcznie manewrując pomiędzy pijanymi chłopami bezpiecznie doniosła zupę i mięsiwo. Z hukiem postawiła na stole. Chłopcu nakazała odejść lecz on już dawno umknął mając do roboty inne, ciekawsze rzeczy, które interesują tylko chłopców w jego wieku.
-Mam przygotować pokoje? –zapytała.
-W tej spelunce pełnej pluskiew i wszy? –zapytał mężczyzna z prawej –ten o mrocznych oczach patrząc z dezaprobata na swego druha powiedział –Nie, dziękujemy. Rozbijemy obóz w lesie. –powiedział to swym głębokim głosem. Eleni skojarzył się  on z mruczeniem kota.
-Wiele słyszało się o morderstwach w pobliskiej okolicy. Niebezpieczne jest obozowanie w nocy z dala od siedzib ludzkich. –Eleni mówiąc to starała się stać prosto i dumnie choć wiedziała, że niewiele ma wspólnego z damami w zamku legendarnego króla Samosa. Wytrącił ją z rezonu i do końca pozbawiając pewności siebie, śmiech innych mężczyzn.
-Jesteśmy dorosłymi mężami. Niewiele może nam zagrozić. –powiedział ten, który nie lubił pokoi w karczmach. –Nigdy nie spotkałaś prawdziwego mężczyzny? Jak chcesz to możesz się dowiedzieć jak to jest gościć prawdziwego żołnierza w łożu.
Jego zdanie poparła salwa śmiechu.
-Powinnaś już iść. –powiedział ich pan. Jego hipnotyzujące oczy zdawały się przewiercać ją na wylot. –Za bardzo się upili.
Eleni dygnęła przed nimi, uśmiechnęła się leciutko i pobiegła jak na skrzydłach zbierać następny pękaty dzban po piwie.