niedziela, 26 stycznia 2014

Więzy krwi 7

Aaron nie czekając aż stwory znowu zwrócą na niego uwagę przysunął się delikatnie do leżącego nieopodal karabinu. Sprawiając jak najmniej hałasu wstał i przystawił broń do policzka, zraniona ręka pulsowała wściekle. Nie zwracając uwagi na ból strzelił. Nogi się pod nim ugięły i chybił. 
Stwory na dźwięk wystrzału skuliły się chroniąc skrzydła przed zranieniem. Gdy następny strzał nie nadszedł wyprostowały się i zawarczały wściekle. Jeden z nich podszedł do Aarona i zamachnął się szponiastą dłonią. Nim dotknęła gardła opadła na ziemie odcięta przez ząbkowane ostrze. Trysnęła krew, Stwór ryknął ogłuszająco i skulił się z bólu. Aaron opadł na ziemie ogłuszony hałasem, z jego uszu popłynęła krew. Nim bestia zdążyła wstać trzymając krwawiący kikut jej głowa spadła na ziemie z mokrym plaśnięciem. W tym samym momencie krzyk ustał. 
Aaron rozejrzał się wokoło, trwała walka, stwory walczyły z jakimiś ludźmi wyposażonymi w ząbkowane miecze. Do jego uszu doszedł krzyk Cecil, Jim, który zdążył się ocknąć w porę próbował uchronić ją przed szponami jednego ze stworów. Został posłany w powietrze jednym ciosem pięści. Cecil pobiegła w stronę brata uciekając przed skrzydlatymi potworami. Istoty skoczyły w powietrze chcąc uciec przed śmiercią, ale równie szybko zostały zaciągnięte w dół przez trzech wojowników. Ich twarze pokryte osobliwymi, skomplikowanymi tatuażami wyrażały całkowity brak emocji. Dwie kobiety i mężczyzna wyciągnęli z pochew na plecach potężne miecze. Ich ząbkowane brzegi z łatwością przecinały kość. Aaron zauważył, że miecz ciemnowłosej kobiety pokryty był krwią, szybko pokrył się jeszcze większą jej ilością. Wojownicy walcząc zręcznie nic nie robili sobie z powarkiwań i groźnych min przeciwników. Mężczyzna o szczególnie wzorzystych tatuażach atakując szybko pozbył się stwora odcinając jednym cięciem głowę i kopniakiem posyłając na ziemie. Cecil i Jim obserwując zszokowani walkę podeszli do Aarona by schronić się za nim i za jego karabinem. Ciemnowłosa przeciwnika pozbyła się szybko i sprawnie łamiąc mu kręgosłup na kolanie, do uszu wszystkich doszło głośny chrupot łamanej kości. Ostatniej wojowniczce trafił się wyjątkowo paskudny stwór, przywódca skrzydlatych. Nie dawał się zwieść  nawet najbardziej zmyślnym fotelom. Jasne loki kobiety podrygiwały wysoko w rytm dzikiego tańca miecza i szponów. W końcu celny kopniak złamał stworowi nos zalewając twarz szkarłatem i utrudniając oddychanie. Wojowniczka korzystając z dekoncentracji przeciwnika wykonała półobrót by nabrać siły i rozpędu. Otrze przecięło tors bestii niemal na pół. Duże skrzydła pociągnęły górną część ciała w dół sprawiając że złożyło się niemal na pół odsłaniając wnętrzności. Ciemnowłosa podeszła do ciała i złapała jedną jego część z myślą o wrzuceniu ją do głębokiego na pół zamarzniętego bajora leżącego nieopodal, mężczyzna zrobił to samo z drugą częścią. Aaron, Cecil i Jim patrzyli na to będąc w szoku. Blondynka podeszła do nich, uśmiechając się łagodnie.
-Musicie odpocząć. 
-Cco?
Jim się ocknął.-Co to było?! Kim wy jesteście u licha?
Blondynka popatrzyła na nich wwiercając się spojrzeniem w ich umysły. Usłyszeli w głowach: Musicie odpocząć. Nic wam nie grozi... Spijcie spokojnie...
Ich oczy choć niechętnie zamknęły się pod rozkazem kobiety. Zasnęli.
-Evil choć tutaj!
Blondynka podeszła do dwójki wojowników.
-To oni?
-Tak. Kobieta i ten z rozwaloną ręką to rodzeństwo. Ten upierdliwy z ładną buźką nie jest nam potrzebny, zwykły zawadiaka. Ani kropli świętej krwi.
Zelin wtrącił się do rozmowy wycierając przy okazji ręce ubrudzone krwią stworów.
-Przeskanowałaś ich umysł?
-Tak.
Ciemnowłosa popatrzyła na Evil.
-Który z nich to Wybraniec?
Blondynka westchnęła- Nie wiem Vivien. Mają taki sam zapach, pochodzą od jednej matki.
-Ważne, że ich mamy. Weźmy ich w jakieś bezpieczne miejsce.
Zelin przytrzymał ramię Vivien.- Zaczekaj.
Popatrzyła na niego pytająco.
-Co z tym ładnym? Jest nam niepotrzebny.
-Nie zabijemy go.
-Ale...
Vivien krzyknęła, jej oczy zapłonęły szkarłatem.- Powiedziałam nie zabijemy go, bierzemy ich wszystkich!
-Vivien?
-Co!

Evil się skuliła.- Nie ma ich, oni... uciekli.

piątek, 17 stycznia 2014

Więzy krwi 6

Samolot zaczął obracać się wokół własnej osi coraz szybciej zbliżając się do ziemi. Gdy byli już pewni, że za chwilę umrą wokół nich pojawiły się czarne płaszcze. Ich oczy raziły czerwonym blaskiem. Jeden uśmiechnął się do nich ukazując rząd zaostrzonych w szpic zębów. Nie czekając aż samolot się rozbije wzięli Aarona, Cecil i Jima pod pachy, skoczyli do góry. By nie runąć w dół rozwinęli swe wężowe skrzydła. Cecil sapnęła przestraszona. Posłała Aaronowi przestraszone spojrzenie, ten nie tracąc zimnej krwi próbował załadować nieodzowny karabin. Stwór niosący Aarona zauważył jego poczynania i kopnął go szponiastą stopą zmuszając  do wypuszczenia broni. Aaron krzyknął cicho, gdy pazurzasta kończyna rozerwała skórę i mięśnie. Między rozerwanymi tkankami zajaśniała kość. Bestia zaśmiała się gardłowo i opadła na ziemię zwijając skrzydła. Aaron upadł na ziemie przygniatając rozerwaną rękę, krzyknął cicho gdy ostrza bólu rozeszły się po całym ciele. Reszta stworów wylądowała gładko wypuszczając Cecil i nadal nieprzytomnego Jima. Gdy nogi Cecil dotknęły ziemi podbiegła do brata. Upadła przy nim chcąc jak najszybciej obejrzeć zranioną kończynę. Ktoś brutalnie oderwał ją od Aarona.
-Uważaj na nich. Ludzkie pomioty są delikatne.
-Panie, który z nich to Wybraniec?
Najwyższy ze stworów popatrzył na nich uważnie przewiercając ich czerwonym blaskiem.
-Tego nieprzytomnego możesz zabić. Nie ma w nim nic szczególnego.
Cecil próbowała się wyrwać z miażdżącego uścisku.-Nie! Nie możecie!
-Uciszcie ją, jej jazgot doprowadza mnie do szału.
Ktoś zatkał jej usta dłonią.
-Ale panie który jest Wybrańcem?
Stwór otworzył paszcze, z jego gardła uleciał głośny ryk. Reszta pobratymców skuliła się ze strachu.

-Nie wiem! Pachną tak samo! Zabrać oba te ludzkie ścierwa ze sobą, tamtego pięknisia zabić.

piątek, 10 stycznia 2014

Więzy krwi 5

Łup! Mocny wstrząs wbił Cecil w fotel. Lewe skrzydło samolotu przechyliło się niebezpiecznie.
-Co to było do cholery?!
Aaron zapiął pasy i przysunął się bliżej panelu sterowania.
-Nie wiem. Coś w nas musiało uderzyć
Jim popatrzył na niego jak na wariata.- Bez jaj, na takiej wysokości?
-Dziwisz się? Dużo różnego szajsu lata wokół.
Samolot zatrząsł się ponownie sprawiając, że połowę lampek ostrzegawczych włączyło się świecąc jasno. Cecil wyjrzała przez małe okienko.
-Aaron, tam coś lata.
Aaron uwijał się jak w ukropie. Włączał szybko jakieś przyciski i przesuwał drążki. Samolot wzniósł wyżej ukrywając się za chmurą.
-Możesz mi opisać to zwierze?
-Zwierze? Nie wydaje mi się. Pamiętasz to coś na w czasie burzy? Jest podobne.
Samolot odwrócił się do góry nogami. Cecil krzyknęła, a Jim uderzył się mocno w tył głowy, popłynęła krew. Nagle wszystkie szyby pękły zasypując ich kaskadą odłamków, do wnętrza wdarło się zimne powietrze warcząc ogłuszająco. Kadłub samolotu pękł na dwoje ukazując cztery istoty okryte czarnymi, wężowymi płaszczami. Ich ostre szpony cięły metal jam masło. Jeden ze stworów zionął Aaronowi w twarz. Mężczyzna zakrył twarz rękawem krzywiąc się. Stwór zaśmiał się i puścił wystający metal, podmuch wiatru pociągnął go w górę. Reszta zrobiła to samo pozostawiając po sobie rozpruty, spadający samolot. Aaron przysunął się do Cecil, tuląc ją. Jim leżał gdzieś z boku nieprzytomny.
-Co to było?!
-Nie wiem.
Cecil wtuliła się w kurtkę brata.
-Aaron?
-Tak Cecil?
-Spadamy.

Ścisnął jej dłonie.