Pośród wzgórz, gdzie lśniąca wstęga
zakręca łagodnie, a ptaki opowiadają śpiewne historie, zdąża dokądś znużony
jeździec. Jego ubranie pokrywa gruba warstwa kurzu, a wychudzony koń potyka się
o pobliskie kamienie. Twarz jego ma zacięty wyraz, oczy płoną groźnie.
Nie słuchaj ich. Nie słuchaj, bo będziesz potępiony!
-Dlaczego obawiasz się nas? Jesteśmy
wszak owocem waszych wyobrażeń.
-Idź precz! Wracaj do tej swojej piekielnej
czeluści, z której cię wywiało!
Zwierzątko prychnęło oburzone
pokazując małe, zaostrzone kły i odleciało z furkotem skrzydełek.
-Szatańskie nasienie.
Koń potykając się po raz kolejny,
parsknął w odpowiedzi.
-Musimy odpocząć, ledwo leziesz.
Skręcił konia w stronę majaczącego w
oddali jeziorka. Odbijające się w nim promienie słońca nadawały mu wygląd tafli
szczerego złota.
-Dlaczego nas nie słuchasz? Przemawia
przez nas mądrość wieków.
Mały chochlik suszył swe srebrne skrzydełka siedząc na kamieniu pośrodku jeziora. Wędrowiec nie zwracając na
niego uwagi poprowadził konia do wody, by mógł się napić. Spragnione zwierzę zaczęło pić chłodną ciecz. Jego nogi drżały zmęczone. Mężczyzna położył się na
ziemi i przykrył derką. Ostatnie co zobaczył przed snem to skrzydełka
odlatujące gdzieś daleko z gniewnym furkotem.
Chodź do nas… Wysłuchaj!
Niebezpieczeństwo. Niebezp…
Wędrowiec obudził się z męczącego
koszmaru zlany zimnym potem. Czarne niebo, rozświetlone milionem jasnych
punkcików mrugało do niego uspokajająco.
-Obudziłeś się? To dobrze.
-Idź precz!
-To raczej nie możliwe. Jesteśmy
sobie przeznaczeni, lepiej się z tym pogódź.
Mężczyzna wstał oburzony. Koc spadł
na ziemię narażając go na zimy, wilgotny wiatr. Otrzepał mokre włosy.
-Cholerny deszcz.
Chochlik przycupnął na skraju siodła.
Koń zaniepokojony obcym zapachem zastrzygł uszami.
-Lepiej się przygotuj.
Mężczyzna popatrzył na niego z pode łba.
-Na co?- odburknął.
-Na wizytę.
Wędrowiec zrulował koc i włożył do
worka przytroczonego do siodła. Wsiadł na konia przy okazji zrzucając chochlika
i odjechał w stronę wschodzącego słońca. Pojedyncze promienie przedzierały się
przez wzgórza zdwajając się być złocistymi dróżkami. Koń wypoczęty chętnie wiózł
swego jeźdźca przez zielone morze traw i krzewów. W oddali majaczyły
majestatyczne wzgórza porośnięte gęsto drzewami. Na polach pasły się owce.
Mężczyzna wciągnął głęboko powietrze rozkoszując się zapachem traw. Przymknął
na chwilę oczy.
Poczuł ogniste smagnięcie na swoim
policzku. Otworzył oczy. Coś oślepiło go świecąc prosto w twarz. Skrzywił się
gdy coś, a raczej ktoś wdarł się do jego umysłu. Przemknął jak piorun
rozrywając wspomnienia i wszystkie myśli.
-Kim jesteś?!!
Gdy istota nie odpowiedziała. Ponowił
pytanie.
Złe pytanie człowieku. Zadaj inne.
Wędrowiec pomyślał chwilę. Istota usatysfakcjonowana tokiem jego myśli mruknęła zachęcająco.
Już lepiej. Wypowiedz pytanie.
-Czego chcesz?
Pomocy.
Odpowiedź ta zbiła go z pantałyku,
chrząknął zdziwiony.
-Nie mogę ci pomóc.
Skąd wiesz?
Nagle kontakt zerwał się jak pęknięta
gumka. Człowiek zachwiał się w siodle zamroczony. Z jego uszu i nosa popłynęła
ciepła krew. Gdy otworzył oczy widział w nich tylko czarne, migające plamy
jakby patrzył prosto w słońce. Nigdzie nie było śladu po dziwnym przybyszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.