poniedziałek, 27 maja 2013

Christopher Paolini. Najstarszy

 Kontynuacja serii pt. 'Dziedzictwo'. Druga książka, tak jak pierwsza została napisana barwnie i ciekawie. Wciąga od pierwszych stron.


Eragon i smoczyca Saphira dorastają i pogłębiają swoją wyjątkową więź. Poznają siebie nawzajem i to co oznacza bycie smoczym jeźdźcem.
 Po wygranej bitwie z żołnierzami Galbatorixa Smoczy Jeździec i jego smok udają się do tajemniczej Ellesmery -miasta elfów- by pobierać nauki u tamtejszych nauczycieli.

Tymczasem Roran- kuzyn Eragona- musi zmierzyć się z własnymi problemami. Razem z większością wioski i ukochaną Katriną uciekają w dzikie góry zwane Kośćiem, przed złymi oczami króla.

Moja ocena: 8,5/10

Rozdział 3 cz.3



***
Marin został zaprowadzony do jednego z budynków w środkowym kręgu. Oszołomiła go skromność wręcz surowość wystroju. Wszystko było uproszczone żadnych ornamentów nad drzwiami, rzeźb. Niewiele mógł zaobserwować ponieważ szybko został wprowadzony do dużego pomieszczenia wypełnionego książkami Na środku pokoju stał długi, prostokątny stół z karafką winna i dwoma, prostymi, szklanymi kielichami.
-Siadaj. Niczego nie ruszaj. Nauczyciel za chwile przybędzie.
Ten sam mężczyzna, który wcześniej prowadził go do łaźni teraz wyszedł drzwiami znajdującymi się gdzieś za plecami Marina głośno trzaskając. Chłopak poruszył się niespokojnie, krzesło uwierało go w plecy. Rozglądał się po pokoju w kominku palił się pachnący kadzidłami ogień. Zafascynowały go tuziny książek ustawionych na wysokich, wąskich półkach. Marin ciekawy był ukrytej tan wiedzy.
-Widzie, że lubisz książki. Niesamowite jest to, że nieżywi już ludzie mogą do nas przemawiać poprzez atrament i pergamin.
Marin odwrócił się gwałtownie. Jego oczom ukazała się jasnowłosa kobieta w białej szacie. Zbliżyła się płynnym krokiem do stołu i usiadła naprzeciwko chłopaka.
-Nazywam się Nemezis, jeśli okażesz się godny zostanę twoją Nauczycielka przez najbliższe pięć lat. Czeka cię trzydniowy okres prób i testów, które stwierdzą czy masz w sobie krew Samosa.
Marin przełknął ślinę. Nie mógł oderwać oczu od twarzy Nemezis. Cała jej postać zdawała się być eteryczna lecz największe wrażenie robiły oczy. Lśniły jak diamenty. Ich błękitna głębia wciągała go, wsysała w głąb jej duszy. Potrząsnął głową by odegnać owe dziwne przyciąganie.
-Gdzie moi przyjaciele?
Nemezis wyciągnęła kilka czystych kart i pióro. Jej fioletowe ornamenty na rękawach przyciągały jego wzrok. Wodził za nimi oczami.
-Tak samo jak ty są właśnie przesłuchiwani przez –być może- ich przyszłych Nauczycieli.
Przysunęła do siebie buteleczkę z atramentem.
-Zaczynajmy.- Umoczyła pióro. – Staraj się odpowiadać na pytania zgodnie z prawdą. Nie śpiesz się. Mamy dużo czasu.
Marin kiwnął głową i usadowił się wygodniej na krześle czekając na pierwsze pytanie.

środa, 15 maja 2013

Experimentum crusis



Jedni mówili, że to kara boska, inni, że mieliśmy wielkiego pecha.. Ja wiedziałem jedno: świat upadł. Kiedy elektrownie padły, a elektronika się sfajczyła ludzie wpadli w panikę. Zaczęli uciekać.
Pakować te swoje ‘dorobki życia’ i spieprzać tam skąd inni uciekali. Głupcy!



Nigdy nie lubiłem filmów katastroficznych. Teraz czuję się jak pieprzony gość z ‘Jestem legendą’ , nawet psa miałem. ‘Miałem’ jest tu kluczowym słowem, jacyś ludzie ukradli go i zjedli. Zazdroszczę mu. Pewnie przechadza się teraz po psim raju i obgryza kości.



Patrzę na mojego towarzysza. Jego wychudzona twarz wykrzywiona jest wyrazem bólu.
-Lou już nie mogę – osuwa się na ziemię- Ta pieprzona noga boli jak diabli.
-Nie trzeba było zgrywać bohatera Sebastianie. Pokaż.
Odwiązałem brudną szmatę z nogi przyjaciela.
-Fiuu. Chłopie. Prawdziwa wojenna rana.
Krwawa szrama biegnie przez cała długość uda przyjaciela. Jakiś dwóch nabitych nabitych facetów potarmosiło Sebastiana i ukradli mu plecak z jedzeniem przy okazji upiększając nogę.
-Gdybyś widział jaką kosę mieli.
Sebastian pokazał mi odcinek około półmetrowy.
-Chłopie, takim nożem to by odcięli Ci nogę, nie skaleczyli.
Zawiązałem z powrotem szmatę.
-Nic tu nie zrobię. Nie jestem pielęgniarką.
Sebastian zachichotał –Ale tyłek masz jak pielęgniarka.
Dostał za to ode mnie po głowie.
Nie patrząc na niego poprawiłem pasek plecaka i ruszyłem przed siebie.
-Ej Lou! Zaczekaj!
Wstając z wyraźnym trudem pokuśtykał do mnie. Popatrzyłem na niego szyderczo.
-Ty pokrako.
-Ej do kaleki tak? Do kaleki?
Dał mi kuksańca.
-Ej bo oddam.- powiedziałem do niego grobowym głosem. Zaśmiał się szyderczo wyraźnie nie wzruszony moim zachowaniem.
-Cały świat wie, że byś nie oddał.
Przytulił się do mnie i popatrzył mi w oczy mrugając rzęsami. Odepchnąłem go od siebie.
-Idiota.
Uchylił się od mojego ciosu i posłał całusa.
Zanucił jakąś starą piosenkę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
***

-To UFO. Zdecydowanie.
Popatrzyłem na przyjaciela. Leżał na wznak i patrzył w gwiazdy.
-Tak uważasz?
-No jasne. Pomyśl: wybuchy elektrowni termojądrowych, cały ten elektroniczny szajs, który się zepsuł. Tsunami, trąby powietrzne, a wszystko w jednej chwili.
-Istne apogeum. Może mieliśmy wielkiego pecha?
Sebastian pokręcił głową nieprzekonany.
-Eee, nie. To UFO.
Zachichotałem. Odwróciłem się na bok i szczelniej przykryłem kocem.
-Śpij. Tylko uważaj żeby UFO Cię nie porwało.
Sebastian prychnął obrażony. Odwrócił się do mnie plecami.
Wkrótce usłyszałem chrapanie.
***
-Seba wstawaj!- syknąłem do przyjaciela
-Coś się stało?- popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Jego rozwichrzone włosy wyglądały jak ptasie gniazdo.
-Widziałem jakiś samochód niedaleko. Rozglądałem się niespokojnie dookoła.
-Mogą już tu być.
Sebastian wstał jak oparzony i otrzepał się z pyłu i ziemi. Jego przestraszone oczy rozglądały się dokoła. Pociągnąłem go za rękę.
-Chodź.
Pobiegł za mną. Nie uszliśmy daleko, gdy ktoś pociągnął mnie za plecak. Paski wbiły mi się w ramiona.
-Gdzie się tak śpieszycie?
Odwróciłem się napięcie. Sebastian leżał na ziemi przygnieciony przez nogę jakiegoś oprycha. Mój rozmówca- największy z bandy- uśmiechał się do mnie szczerbatym uśmiechem.
-Przed siebie. Jesteśmy wolnymi ludźmi.
Oprych się zaśmiał. Śmierdziało od niego potem i pyłem.
-Już nie. Chłopcy brać ich na pake!
Związali nam nadgarstki jakąś cienką żyłką i wpakowali na tył pikapa. Jechaliśmy szybko, pozostawiając za sobą chmurę kurzu. Obserwowałem naszych nowych przyjaciół. Dwóch siedziało z przodu- w szoferce a jeden z nami , gdy zauważył, że na niego patrzę posłał mi groźną minę.
-Czego?- warknął.
Pokazałem mu swoje nadgarstki.
-Rozluźnij mi tę linkę bo za chwile podetnie mi żyły.
-Lou nie zaczepiaj go bo coś Ci zrobi.
Sebastian był wyraźnie przestraszony. Bał się spojrzeć mu w oczy, pewnie z obawy przed ponownym przyszpileniem do ziemi. Dałbym sobie rękę uciąć, że ma teraz na plecach ogromnego siniaka w kształcie buta rozmiaru około 46.
Zachichotałem.
-Z czego rżysz?
Popatrzyłem na gościa. Nim zdążyłem odpowiedzieć wstał i przywalił moją głową  o tylną ściankę szoferki, a może przednią? Zależy jak na to patrzeć. Zresztą nieważne i tak bolało. Nim zdążył przywalić nią drugi raz zainteresował się moim plecakiem, który wciąż miałem na plecach. Jednym szarpnięciem próbował go ściągnąć. Karkołomne zadanie biorąc pod uwagę moje związanie ręce. Nasz Einstein podrapał się po głowie myśląc ciężko. Niemal widziałem jak pod tymi krzaczastymi brwiami obracają się zardzewiałe trybiki.
Klik, klik, klik…
Jakiś wyjątkowa zardzewiały trybik musiał ruszyć, bo gościowi zaświeciły się oczy i wyciągnął nóż.
No brawo! A teraz rozetnij mi ta żyłkę i weź sobie ten plecak!
Oprych nie posłuchał jednak moich telepatycznych rozkazów, bo rozciął paski plecaka. Nie zrażony moimi morderczymi spojrzeniami jakie mu słałem buszował w moim plecaku. Sebastian parzył na mnie z kpiącym uśmiechem. Jego oczy zdawały się mówić: Widzisz? Ty też już nie masz plecaka. O jak mi sarkastycznie przykro!
Posłałem mu spojrzenie godne mojej nauczycielki od matmy. Nie przejęty moimi zdolnościami niewerbalnymi obserwował ostatnie chwile mojego plecaka.
Oprych nie próżnował, z entuzjazmem dobrał się do jedzenia, a moje ubrania rzucił na środek tworząc coś czym zachwycali by się znawcy sztuki nowoczesnej. Ze zgrozą patrzyłem jak wyciąga z samego dna książkę. Zaczął ja wertować kartki tłustymi paluchami.
-Oddaj! To… pamiątka
-Pamiątka? To śmieć.
Z wrednym rechotem wyrzucił ja wysoko w powietrze. Po chwili spadła jakieś kilka metrów od samochodu. Szybko się od niej oddalaliśmy. Z żałością patrzyłem jak szybko znika mi z oczu. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Dalej się śmiejąc pozbierał moje ubrania- uprzednio dokładnie wycierając w nie łapy- i wpakował do plecaka.
-Masz.
Rzucił mi plecak na kolana. Jeden z plastikowych części omal nie wybił mi oka.
Jechaliśmy w milczeniu dobrą godzinę. Jak się spodziewałem, żyłka przecięła mi skórę. Ciepła krew pociekła na ziemię. Zastanawiałem się czy nie dostanę gangreny. Nagle auto się zatrzymało. Sebastian z impetem na mnie poleciał, a ja drugi raz omal nie wydłubałem sobie oka.
-No moi mili zapraszam na herbatę.
Facet, którego zdążyłem znienawidzić wziął nas za karki jak małe szczeniaki. Popchnął do przodu Sebastiana i mnie. Jako, że pikap był wysoki zaryłem twarzą w ziemie. Seba miał gorzej, upadł na ramię i coś mu chrupło. Wzdrygnął się. Jego oczy otworzyły się szeroko z bólu.
Masz ty chłopie pecha.-pomyślałem. Nie zdążyłem mu nawet pomóc wstać. Zrobił to za mnie jeden z gości. Nie rozróżniałem ich, dla mnie wszyscy byli tacy sami. Jeden z nich poszedł do rozwalającej się chałupy. Po chwili wrócił niosąc dwie pary kajdanek. Biedny policjant, który musiał się z nimi rozstać!
Przykuli nas do drzwi samochodu. Ja, szczęśliwie znalazłem się po wewnętrznej stronie, mogłem usiąść na jednym z foteli. Oprychy weszły do chałupy. Miałem nadzieje, że sufit spadnie im na łby.
-Co z nami zrobią? Po co jesteśmy im potrzebni?
-A bo ja wiem? Może poćwiartują nas i zakonserwują w słoikach?
Sebastian spanikował – Musimy uciec. A jak nas zabiją? Albo…
-Oddadzą kosmitom na przykład?
Sebastian się obraził. Na tyle na ile to było możliwe odwrócił się do mnie plecami.
Westchnąłem.
Sebastian na mnie spojrzał. –Co robisz?
-Nie widzisz? Ratuje nas.
Pociągnąłem ręką z nadzieją, że przerwę metal. Cholerne drzwi! Nawet się nie wygięły!
Mocowałem się z nimi trochę, ale nie osiągnąłem większych rezultatów. Opadłem zasapany na fotel.
-Taa wybawca. Co teraz bohaterze?
Nie zwracając uwagi na złośliwe komentarze przyjaciela rozejrzałem się po wnętrzu z nadzieją, że znajdę coś użytecznego. Otworzyłem skrytkę.
-Twój bohater coś nalazł!
Wyciągnąłem z tryumfem kawałek drutu.
-Tym chcesz otworzyć kajdanki? Za dużo filmów się naoglądałeś.
Wygiąłem drut i włożyłem w zamek od kajdanek Sebastiana. Coś kliknęło i kajdanki opadły na ziemię. Seba pomasował otarte nadgarstki.
Nagle pijackim ruchem ktoś wyszedł z domku. Sebastian zamarł.
-Pośpiesz się!- syknął do mnie.
-Robię co mogę. Jakbyś oglądał filmy to byś wiedział, że to nie takie łatwe.
Mocnej poruszyłem drutem i kajdanki opadły na ziemie. Popatrzyłem zaniepokojony na oprycha. Na szczęście lał gdzieś w krzakach.
-Chodź.
Szybko oddalaliśmy się od samochodu.
-Za…czekaj.
Sebastian zatrzymał się zasapany. Z jego nogawki ciekła krew. Zarzuciłem sobie jego ramie na szyje.

poniedziałek, 13 maja 2013

Nowe opowiadanie.

Witajcie!
Ostatnimi czasy pisałam nowe opowiadanie pt. Experimentum crusis. Jest to historia która ma miejsce w niedalekiej przyszłości, w świecie gdzie przyroda nie jest przyjazna,a ludzie nękani są przez różnego rodzaju kataklizmy.
Opowiadanie opublikuję w najbliższym czasie. Mam nadzieje, że będzie się wam podobało.
                                                                      3-majcie się!!

Rozdział 3 cz.2



***
- Słuchać zgrajo niedomyta. Macie milczeć i iść za mną.- Marin i trojka pozostałych została zaprowadzona do pomieszczenia pełnego pary z wielką balia po środku. W rogu pokoju stał stół z przyborami do strzyżenia.
-Rozbierać się i do wody, już! – mężczyzna zaczekał aż chłopcy zaczną się rozbierać i wyszedł. Spojrzeli po sobie.
- Już nie lubie tego faceta.
- Kto to w ogóle był?
Marin się zamyślił. – Słyszałem, że to dowódca jednego z oddziałów.
Jeremi się zaśmiał. – Dowódca miałby prowadzić nas was do łaźni? Nie jesteśmy nikim ważnym.
Marin popatrzył na niego na niego swoimi niebieskimi oczami. – Kto tak powiedział? – zapadła niezręczna cisza. Mat i Regie patrzyli na nich nie wiedząc co powiedzieć.
- Wiecie co chłopaki przydałoby się już wskoczyć do tej wody.- Regie spojrzał na pachnące mydliny -Wygląda kusząco.
Marin spojrzał na chłopaka. – Masz rację. Dobra jeśli chcemy zacząć tę naukę na poważnie, jeśli w ogóle coś chcemy zacząć to najwyższy czas się do tego przygotować.
 Mówiąc to podszedł do balii i wspiął się na jej brzeg. Chłopcy poszli w jego ślady.
***
Marin patrzył melancholijnie na brud miedzy palcami jego ręki.- Coś ty taki smutny. Ciesz się, zaczyna się nowy etap twojego życia.-Jeremi był wyraźnie podekscytowany.
Marin westchnął. – Wiecie nigdy nie podejrzewałem, że znajdę się za murami tej wioski. Zawsze myślałem, że zostanę rolnikiem jak mój ojciec.
– Mat popatrzył na niego poważnymi oczami.- Wielu z nas nie podejrzewało. Lecz jak krew cię wzywa- spuścił smutno wzrok- to jesteś już stracony.
 Regie się roześmiał-  Ale z was smutasy. Pomyślcie ile przygód przed nami. Niebezpieczeństw. Kobiety będą lgnęły do nas jak muchy do miodu.
-Do ciebie chyba nie. Nikt nie lubi pryszczatych rudzielców.
Regie wstał.- Orzesz ty!- Ze śmiechem rzucił się na Jeremi próbując podtopić go mydlinami. Ich zabawę przerwał dziewczęcy głos:
-Przepraszam. Kazano mi was przygotować na… - umilkła speszona gdy piana opadła z Regiego i Jeremi odsłaniając nagość.- To może ja zaczekam na zewnątrz aż się ubierzecie.- Uciekła czym prędzej, kryjąc rumieniec na swej twarzy.
-No chłopaki niezłe wejście. – Marin oparł się wygodniej o brzeg balii.- Na pewno was zapamięta.
-Mat zachichotał – Na pewno niektóre części. –Mat i Marin chichocząc wyszli z wody i zaczęli się wycierać. Jeremi i Regie podali sobie dłonie na zgodę i wyszli z balii dając sobie nawzajem kuksańce. Jeremi rzucił ręcznik Regiemu
-Widzieliście tą dziewkę? Takich kształtów w mojej wiosce nie uświadczysz.-westchnął- Ciekawe czy jest komuś obiecana.
Marin ubrał odzienie, które leżało na drewnianej ławie, szorstka koszula i brązowe spodnie drapały go niemiłosiernie. – Cholernie niewygodne ubranie, drapie jak diabli.
Mat się zaśmiał- Wolałbyś jechać bez spodni na oklep? Czy usiąść na Havilis? –
 Marin się zastanowił –Biorąc pod uwagę, że Havilis ma ostre kolce i parzy to wybrałbym jazdę na koniu.
Jeremi popatrzył na Mata- Dobry wybór. Havilis śmierdzi zgniłą kapustą.
-A co wąchałeś?
Regie podszedł do ubrań poukładanych równiutko na ławie.- Wąchał a jakże. Pewnie jeszcze jadł.
Jeremi się najeżył – Niech cie tylko złapie.
Marin ignorując bijących się chłopców podszedł do drzwi. Wyjrzał za nie. Nieopodal pod ścianą stała dziewczyna. Uśmiechnął się do niej. – Już możesz wejść eee…
- Dziewczyna zbliżyła się do niego. – Vanity
 Marin przełknął ślinę i oderwał wzrok od jej ściśle przylegającej sukienki. –Tak Vanity… Ja nazywam się Marin.- podał jej dłoń. Uścisnęła ja uśmiechnęła się do niego. Chłopak otworzył szerzej drzwi. Do uszu dziewczyny doszedł głos szamotaniny i tłumionego śmiechu. Uśmiechnął się przepraszającą. Dziewczyna minęła go i weszła do izby.- Mam was przygotować na spotkanie z Nauczycielami. Usiądźcie proszę.