sobota, 18 października 2014

Musze sie pozegnac...

To juz koniec moi kochani. Pochlonelo mnie zycie a wena uciekla porwana wiatrem... Bylo naprawde milo dla was pisac i czytac wasze komentarze. Moze kiedys znowu zaczne tworzyc... Jesli tak sie stanie to zaloze bloga pod tym samym pseudoninem. A teraz do widzenia... :-*

środa, 16 kwietnia 2014

Więzy krwi 11

Ciche pukanie do drzwi wybudziło Aarona z odrętwiającej drzemki. Usiadł na łóżku.
-Proszę. -schrypniętym głosem zaprosił intruza do pokoju.
Drzwi uchyliły się lekko i wychyliła się z zza nich czarna głowa. Aaron wyprostował się myśląc, że to Vivien. Jego ramiona trochę oklapły gdy czarne włosy okazały się niesforną czupryną Zelina.
-Czego chcesz?
Zelin popatrzył na niego zimno. Jego czarne tatuaże sprawiały, że wyglądał jak egzotyczne stworzenie. Aaron nie mógł oderwać wzroku od misternych zawijasów przypominających krzyżujące się cierniowe bluszcze okalające całe ciało Zelina.
-Koniec twojej rehabilitacji. Czas zetknąć się z prawdziwym życiem.- Rzucił mu złożone w kostkę ubrania.- Ubierz się, zejdź po schodach i otwórz drugie drzwi po lewej.
Zelin skierował się w stronę drzwi, zanim wyszedł odwrócił się jeszcze raz w stronę Aarona.
-Nie radze ci kombinować, jeden nieprawidłowy ruch i twoja siostra straci te kilka marnych lat jakie dał jej stwórca, zrozumiano?
Aaron uśmiechnął się do niego kwaśno. -Tak.
Gdy mężczyzna wyszedł Aaron rzucił w drzwi butem. -Dupek.

Aarona oślepiło jasne światło, gdy otworzył duże, przesuwne drzwi. Zmrużył oczy. Rozejrzał się po pokoju, wypełnione było ostrym, słonecznym światłem przenikającym przez duże okna. Nie okna-uświadomił sobie po chwili- ściany. Dwie z trzech ścian były szklane pozwalając rozkoszować się widokiem wszechobecnego, zielonego lasu. Niemal czuł na swoim policzku powiew wiatru targający czubkami drzew na zewnątrz.
-Aaron, jak się czujesz?
Twarz Viven była szczerze zmartwiona.
-Dobrze, dziękuje.- Usiadł na przeciwko kobiety, tyłem do szklanych ścian i oślepiających promieni Słońca.
-Napijesz się herbaty?
-Poproszę.- Aaron obserwował wytatuowaną dłoń, gdy nalewała mu herbaty. Inaczej niż w przypadku Zelina tatuaże Vivien były drobne i delikatne, przecinały skórę kobiety drobną, kwiecistą pajęczyną. Słońce odbijało się od nich ujawniając granatową barwę.
-Bolało?
Kobieta popatrzyła na niego zaskoczona.-Co bolało?
Wskazał palcem na jej policzek. -Tatuaże.

-Nie.

sobota, 29 marca 2014

Więzy krwi 10

Jego wybuch spotkał się z chłodnym spokojem kobiety.
-Coś jest nie tak? Medycy źle złożyli kość?
-Wiesz dobrze o co mi chodzi, była rozerwana, a teraz... nie ma nawet szramy. To czary?
Vivien wstała. -To nie czary. To nauka.- Jej tatuaże zafalowały, gdy uśmiechnęła się do niego.
-Odpocznij, przyjdę po ciebie wieczorem.
Śledził ją wzrokiem aż do drzwi. Gdy je otworzyła mignęła mu rozwścieczona twarz siostry. Usłyszał ciche warknięcie, które równie dobrze mogło być wyjątkowo niemiłym słowem. Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
Aaron odczekał chwilę aż kłótnia kobiet oddaliła się od drzwi. Wstał z łóżka i podbiegł do drzwi, pociągnął za klamkę. Okazały się zamknięte na klucz, zaklął siarczyście. Podszedł do jednego z okien, otworzył pociągając za jedno z dużych skrzydeł. Powitały go krzyki dużych, drapieżnych ptaków. Wszedł na szklany taras, pod jego bosymi stopami kiwały się majestatycznie czubki iglastych drzew. Rozejrzał się wokoło, próbując dowiedzieć się gdzie się znajduje, wszędzie, aż po horyzont falował zielony ocean. Jeden z czarnych ptaków unoszący się nad lasem wylądował na metalowej balustradzie. Popatrzył na niego czarnym, lśniącym okiem. Kłapnął masywnym dziobem i podskoczył lądując bliżej Aarona. Rozłożył skrzydła, by utrzymać równowagę. Nagły podmuch wiatru sprawił, że okno zamknęło się z hukiem. Ptak odleciał z gniewnym furkotem skrzydeł.

piątek, 28 lutego 2014

Więzy krwi 9

-Aaron ocknij się. Jesteś nam potrzebny.
Delikatne szturchnięcie w ramie sprawiło, że powieki mężczyzny zadrgały.
-Obudź się brachu, czas wrócić do świata żywych! Już dość leżałeś.
Aaron otworzył oczy, jasne światło oślepiło go powodując łzy. Jęknął. Usłyszał szybkie kroki, małe dłonie otarły jego policzki.
-Jak dobrze, że się obudziłeś.- Głos Cecil był cichy i spokojny.- Musisz się o czymś dowiedzieć, ty...
Drzwi otworzyły się z hukiem.
-Radze ci Cecil nie denerwować go zbytnio. Jego serce jest osłabione.
-Nie możesz go trzymać w niewiedzy!
Vivien popatrzyła na nią jadowitym wzrokiem.
-To ja decyduje co mogę a co nie. A tymczasem proponuję ci wyjść. -Strzeliła palcami- Szybko.
Cecil prychnęła, pociągnęła Jima za rękę i wyszła trzaskając drzwiami. Furia płonęła jej w oczach.
Vivien przygładziła swoje długie czarne włosy i podeszła do łóżka Aarona.
-Dzień dobry Aaron. Jak się spało?- Położyła dłoń na jego ręce, przeszły go zimne wibracje.
-Dobrze, dziękuję.- Wyrwał rękę z jej chłodnego uścisku.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Światło przenikało przez duże okna sięgające podłogi, spadając oślepiającymi plamami na kamienną posadzkę. Odgarnął brązowe kosmyki z twarzy, kilkudniowy zarost zakuł go w dłoń.
Usiadł gwałtownie na łóżku, czarny koc zsunął się odsłaniając nagi tors. Popatrzył z przerażeniem na Vivien.

-Co ty mi zrobiłaś?!

piątek, 7 lutego 2014

Więzy krwi 8

-Cholera jasna Aaron! Co to było?!
Aaron, Cecil i Jim poruszali się szybko na niewyraźnej dróżce pozostawiając za sobą z wolna opadający kurz.
-Nie wiem, ale do teraz boli mnie głowa. Nigdy nie czułem takiego przymusu...
Cecil okryła się szczelniej płaszczem.- Widzieliście ich tatuaże? Nie wyglądały na ludzkie.
Jim popatrzył z kpiną na Cecil.- Sugerujesz, że nie są ludźmi? Takiej głupoty dawno nie słyszałem.
-Tego nie wiemy, może...
-Zamknij się Aaron, wszyscy wiemy, że przyszli po ciebie! Zawsze przyciągasz kłopoty!
Aaron zatrzymał się gwałtownie. -Słuchaj gnojku! Ratowałem twój tyłek juz kilka razy, więc zastanów się kto tu ściąga kłopoty!
Jim żachnął się, wycelował palec w stronę Aarona, -Słuchaj ty...
-Dość! Nie mogę tego słuchać.- Cecil tupnęła nogą jak mała dziewczynka.- Jak dalej będziecie się kłócić to tamci nas znajdą.
Aaron otworzył usta ze zdziwienia i zmarszczył brwi zatroskany. Sięgnął ręką w stronę Cecil chcąc ją uspokoić.
-Wszystko w porządku?
Odepchnęła jego dłoń.
-Nie.
-Jak się złościsz jesteś jeszcze piękniejsza.
Mała piąstka trafiła w nos Jima łamiąc go.
-Auu!- Chwycił się za nos.- Ja tylko chciałem...
-Juz ja wiem co chciałeś.
Aaron uśmiechając się pod nosem pogonił do biegu Jima i Cecil.
-Niezły cios siostrzyczko.
Puściła do niego oko, nie zwracając uwagi ciche przekleństwa Jima. Poruszali się szybko, zbliżając się do ciemnej strony lasu, ich chrapliwe oddechy tworzyły białe smużki.
Ciemna, gęsta krew kapała z nosa Jima tworząc osobliwą, krwistą ścieżkę. Aaron zachichotał.
-Jak to jest być Casanovą z krwawiącym nosem?
- Zamknij się.-Jim warknął, wściekły.- Zaraz zobaczysz jak to jest mieć rozkwaszony nos!
Cecil chwyciła brata za ramię. Aaron skrzywił się pod miażdżącym uściskiem siostry.
-O co cho...
-Cii. Coś słyszałam.
Do uszu wszystkich doszło ciche, groźne warczenie. Jim jęknął
-Jeszcze nam tu wilków brakowało!
Aaron odbezpieczył karabin. -Zamknij się. To przez ciebie, wyczuły krew.
Zza dwóch, dużych krzaków wyłoniła się bestia. Jej oczy płonęły wściekłością. Mimo tego, że Księżyc świecił jasno bestia ukrywała się w cieniu warcząc na nich głośno. Aaron wystrzelił dokładnie pomiędzy dwa żarzące się punkty. Warkot raptownie ucichł by po chwili pojawić się z trzech różnych stron. Z cienia wynurzyły się trzy wilki warcząc na nich i oblizując ostre kły.
-Są wszędzie...
Jim tupnął nogą. -Nie dam się pożreć w tym lesie, jestem za młody, żeby umierać!- Pobiegł przed siebie.
-Nie!
Dwa duże wilki pobiegły za Jimem.
-Cholera jasna, Jim!
Cecil i Aaron pobiegli w ślad za Jimem.
-Gdzie on pobiegł?
-Nie wiem!
Zatrzymali się po środku niewielkiej polany, na śniegu widać było tropy leśnych zwierząt.
Cecil dojrzała wśród cienia plamę krwi.
-Tam!
Pobiegli w tamta stronę. Przyśpieszyli, gdy usłyszeli wysoki krzyk.
-Jim!
-Aaron, ratuj!
Między drzewami ujrzeli szare futro wilków, pobiegli w tamta stronę. Aaron załadował broń. Wystrzelił. Po lesie rozszedł się głośny huk zwielokrotniony jeszcze przez echo. Wilki przestały atakować Jima zaintrygowane hałasem.
-Aaron? Aaron co z tobą?
Aaron przestał dostrzegać to co się dzieje przed nim, dwa wilki zdawały się być dużymi, szarymi plamami. Poczuł, że spada. Usłyszał krzyk Cecil- Aaron!!

Utrata krwi była zbyt duża. Zemdlał.