-Cholera
jasna Aaron! Co to było?!
Aaron,
Cecil i Jim poruszali się szybko na niewyraźnej dróżce pozostawiając za sobą z
wolna opadający kurz.
-Nie
wiem, ale do teraz boli mnie głowa. Nigdy nie czułem takiego przymusu...
Cecil
okryła się szczelniej płaszczem.- Widzieliście ich tatuaże? Nie wyglądały na
ludzkie.
Jim
popatrzył z kpiną na Cecil.- Sugerujesz, że nie są ludźmi? Takiej głupoty dawno
nie słyszałem.
-Tego nie
wiemy, może...
-Zamknij
się Aaron, wszyscy wiemy, że przyszli po ciebie! Zawsze przyciągasz kłopoty!
Aaron
zatrzymał się gwałtownie. -Słuchaj gnojku! Ratowałem twój tyłek juz kilka razy,
więc zastanów się kto tu ściąga kłopoty!
Jim
żachnął się, wycelował palec w stronę Aarona, -Słuchaj ty...
-Dość!
Nie mogę tego słuchać.- Cecil tupnęła nogą jak mała dziewczynka.- Jak dalej
będziecie się kłócić to tamci nas znajdą.
Aaron
otworzył usta ze zdziwienia i zmarszczył brwi zatroskany. Sięgnął ręką w stronę
Cecil chcąc ją uspokoić.
-Wszystko
w porządku?
Odepchnęła
jego dłoń.
-Nie.
-Jak się
złościsz jesteś jeszcze piękniejsza.
Mała
piąstka trafiła w nos Jima łamiąc go.
-Auu!-
Chwycił się za nos.- Ja tylko chciałem...
-Juz ja
wiem co chciałeś.
Aaron uśmiechając
się pod nosem pogonił do biegu Jima i Cecil.
-Niezły
cios siostrzyczko.
Puściła
do niego oko, nie zwracając uwagi ciche przekleństwa Jima. Poruszali się
szybko, zbliżając się do ciemnej strony lasu, ich chrapliwe oddechy tworzyły
białe smużki.
Ciemna,
gęsta krew kapała z nosa Jima tworząc osobliwą, krwistą ścieżkę. Aaron
zachichotał.
-Jak to
jest być Casanovą z krwawiącym nosem?
- Zamknij
się.-Jim warknął, wściekły.- Zaraz zobaczysz jak to jest mieć rozkwaszony nos!
Cecil
chwyciła brata za ramię. Aaron skrzywił się pod miażdżącym uściskiem siostry.
-O co
cho...
-Cii. Coś
słyszałam.
Do uszu wszystkich
doszło ciche, groźne warczenie. Jim jęknął
-Jeszcze
nam tu wilków brakowało!
Aaron
odbezpieczył karabin. -Zamknij się. To przez ciebie, wyczuły krew.
Zza
dwóch, dużych krzaków wyłoniła się bestia. Jej oczy płonęły wściekłością. Mimo
tego, że Księżyc świecił jasno bestia ukrywała się w cieniu warcząc na nich
głośno. Aaron wystrzelił dokładnie pomiędzy dwa żarzące się punkty. Warkot
raptownie ucichł by po chwili pojawić się z trzech różnych stron. Z cienia
wynurzyły się trzy wilki warcząc na nich i oblizując ostre kły.
-Są
wszędzie...
Jim
tupnął nogą. -Nie dam się pożreć w tym lesie, jestem za młody, żeby umierać!-
Pobiegł przed siebie.
-Nie!
Dwa duże
wilki pobiegły za Jimem.
-Cholera
jasna, Jim!
Cecil i
Aaron pobiegli w ślad za Jimem.
-Gdzie on
pobiegł?
-Nie
wiem!
Zatrzymali
się po środku niewielkiej polany, na śniegu widać było tropy leśnych zwierząt.
Cecil
dojrzała wśród cienia plamę krwi.
-Tam!
Pobiegli
w tamta stronę. Przyśpieszyli, gdy usłyszeli wysoki krzyk.
-Jim!
-Aaron,
ratuj!
Między
drzewami ujrzeli szare futro wilków, pobiegli w tamta stronę. Aaron załadował
broń. Wystrzelił. Po lesie rozszedł się głośny huk zwielokrotniony jeszcze
przez echo. Wilki przestały atakować Jima zaintrygowane hałasem.
-Aaron?
Aaron co z tobą?
Aaron
przestał dostrzegać to co się dzieje przed nim, dwa wilki zdawały się być
dużymi, szarymi plamami. Poczuł, że spada. Usłyszał krzyk Cecil- Aaron!!
Utrata
krwi była zbyt duża. Zemdlał.