Eleni wybiegła z karczmy na
świeże powietrze.
–Nareszcie mogę trochę odpocząć.
–Raźnym krokiem skierowała się w stronę lasu. Ramiona bolały ją od kilkugodzinnego
roznoszenia piwa i jadła spragnionym chłopom ze wsi. Większość była przyjaźnie
nastawiona lecz nigdy nie dało się przewidzieć, co zrobi pijana chorda
spalonych słońcem farmerów i pasterzy. Dzisiaj odbyło się bez bitki. Eleni
przeciągnęła zmęczone ciało i usiadła na wygrzanym przez słońce głazie, który
leżał pośrodku owalnej polany. Wyciągnęła swą urodziwą twarz w stronę słońca.
Wuj ani ciotka nigdy nie mówili jej, że jest urodziwa, sama o sobie tak nie
myślała, ale widziała wzrok mężczyzn i chłopców z karczmy, którzy śledzili ją
wzrokiem. Ewa powiedziała, że powinna kogoś wybrać za swego męża, że nadszedł
już czas żeby zostać matką i żoną. Przez twarz dziewczyny przeszedł grymas.
–Już ja im wszystkim pokaże.
–Eleni prychnęła. –Niech spróbuje mnie zmusić do zamążpójścia, a zobaczę! –Jej
rozmyślania przerwała myśl, że ktoś ją obserwuje. Otworzyła oczy i rozejrzała
się dookoła. Polana była dziwnie cicha. Jakaś dziwna atmosfera wisiała w
powietrzu jak jakiś niespokojny duch. Nawet ptaki przestały śpiewać. Eleni
czujnie wyciągnęła głowę. Jej wzrok powoli badał każdy skrawek zieleni. Wstała
z niepokojem. Coś poruszyło się w trawie! Eleni z bijącym sercem podeszła do
krzaków. Odgarnęła je.
–Nic. –Nadal z bijącym sercem
prawie biegnąc skierowała się w stronę wioski. Uspokoiła się dopiero, gdy
usłyszała psie szczekanie i śmiechy bawiących się dzieci. Eleni nie chciała myśleć co skryło się na
polanie.
–Tak wiele się słyszy o
zaginięciach bez śladu. –Przez plecy dziewczyny przeszedł dreszcz. Weszła do karczmy
wuja o jakże urokliwej nazwie Leśny Duszek i skierowała się w stronę kuchni
skąd docierały duszące zapachy kapusty i pieczonej kury.
***
-Eleni! –głos wuja rozległ się w
głównej izbie. –Szybciej, trzeba nalać piwa! Ludzie chcą się napić!
-Już idę! –Eleni otarła pot z
czoła i uśmiechnęła się przepraszająco, pozbierała brudne kubki i rozbity
gliniany garnczek po piwie.
-Nalej piwa i przygotuj pokój
dla nowoprzybyłych. –powiedział, gdy dziewczyna podeszła do wuja. Eleni
spojrzała w stronę, którą wskazywał jej Salen. Ujrzała kobietę w kwiecie wieku
obładowaną tobołkami i młodego jasnowłosego chłopca, który bacznie obserwował
wszystko dookoła nie zdejmując ręki z przytroczonego do pasa, myśliwskiego
noża. Pomyślała, że muszą być wyczerpani, więc czym prędzej podeszła do nich.
-Witaj matko. –skierowała słowa
w stronę urodziwej kobiety. –Niech bogini słońce oświetla twą
drogę-powiedziała. –I twą również. –kobieta odpowiedziała tradycyjnym
pozdrowieniem. Gdy Eleni widziała ich z daleka wydawali jej się zwykłymi
podróżnikami lecz po uważniejszym wpatrzeniu się, zauważyła, że ich skóra jest
dziwnie blada, a oczy mają niepokojący, koci błysk. Nie mogąc dłużej znieść
wzroku kocich ślepi, zaprowadziła ich na gorę, gdzie mogli przenocować. Na
swoich plecach czuła palące spojrzenie blondyna. Gdy weszli na górę, otworzyła
im drzwi.
-Proszę, oto wasz pokój.
Goście weszli do izby i
rozejrzeli się dookoła. Chłopak szybko podbiegł do okna i wyjrzał przez nie
jakby się bał, że ktoś na nich czyha na dworze. Eleni chrząknęła nie wiedząc co
powiedzieć na dziwne zachowanie pary.
-Kolacja będzie po zachodzie
słońca. –poinformowała ich lekko zmieszana i nie wiedząc co zrobić dalej,
zamknęła drzwi z zakłopotanym wyrazem twarzy. Jak potępiony duch wpadła do
kuchni.
-Na boginię! Dziewczyno,
przestraszyłaś mnie! –krzyknęła Ewa chwytając się za serce.
-Przepraszam ciociu.
-No już, nic się nie stało. –Ewa wyraźnie dała się udobruchać. –Chwytaj
z dzban z piwem nalej nowemu gościowi. –Ewa puściła do niej oko. –Tylko nie daj
się zbałamucić jego oczom. Ma diabelskie oczy. Takie dzikie… -Ewa wzdychała nad
zupą. Eleni już jej nie słuchała, chwyciła dzban i z płonącymi policzkami
weszła do głównej izby.