wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 1 , cz. 2



 Eleni wybiegła z karczmy na świeże powietrze.
–Nareszcie mogę trochę odpocząć. –Raźnym krokiem skierowała się w stronę lasu. Ramiona bolały ją od kilkugodzinnego roznoszenia piwa i jadła spragnionym chłopom ze wsi. Większość była przyjaźnie nastawiona lecz nigdy nie dało się przewidzieć, co zrobi pijana chorda spalonych słońcem farmerów i pasterzy. Dzisiaj odbyło się bez bitki. Eleni przeciągnęła zmęczone ciało i usiadła na wygrzanym przez słońce głazie, który leżał pośrodku owalnej polany. Wyciągnęła swą urodziwą twarz w stronę słońca. Wuj ani ciotka nigdy nie mówili jej, że jest urodziwa, sama o sobie tak nie myślała, ale widziała wzrok mężczyzn i chłopców z karczmy, którzy śledzili ją wzrokiem. Ewa powiedziała, że powinna kogoś wybrać za swego męża, że nadszedł już czas żeby zostać matką i żoną. Przez twarz dziewczyny przeszedł grymas.
–Już ja im wszystkim pokaże. –Eleni prychnęła. –Niech spróbuje mnie zmusić do zamążpójścia, a zobaczę! –Jej rozmyślania przerwała myśl, że ktoś ją obserwuje. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Polana była dziwnie cicha. Jakaś dziwna atmosfera wisiała w powietrzu jak jakiś niespokojny duch. Nawet ptaki przestały śpiewać. Eleni czujnie wyciągnęła głowę. Jej wzrok powoli badał każdy skrawek zieleni. Wstała z niepokojem. Coś poruszyło się w trawie! Eleni z bijącym sercem podeszła do krzaków. Odgarnęła je.
–Nic. –Nadal z bijącym sercem prawie biegnąc skierowała się w stronę wioski. Uspokoiła się dopiero, gdy usłyszała psie szczekanie i śmiechy bawiących się dzieci.  Eleni nie chciała myśleć co skryło się na polanie.
–Tak wiele się słyszy o zaginięciach bez śladu. –Przez plecy dziewczyny przeszedł dreszcz. Weszła do karczmy wuja o jakże urokliwej nazwie Leśny Duszek i skierowała się w stronę kuchni skąd docierały duszące zapachy kapusty i pieczonej kury.

***

-Eleni! –głos wuja rozległ się w głównej izbie. –Szybciej, trzeba nalać piwa! Ludzie chcą się napić!
-Już idę! –Eleni otarła pot z czoła i uśmiechnęła się przepraszająco, pozbierała brudne kubki i rozbity gliniany garnczek po piwie.
-Nalej piwa i przygotuj pokój dla nowoprzybyłych. –powiedział, gdy dziewczyna podeszła do wuja. Eleni spojrzała w stronę, którą wskazywał jej Salen. Ujrzała kobietę w kwiecie wieku obładowaną tobołkami i młodego jasnowłosego chłopca, który bacznie obserwował wszystko dookoła nie zdejmując ręki z przytroczonego do pasa, myśliwskiego noża. Pomyślała, że muszą być wyczerpani, więc czym prędzej podeszła do nich.
-Witaj matko. –skierowała słowa w stronę urodziwej kobiety. –Niech bogini słońce oświetla twą drogę-powiedziała. –I twą również. –kobieta odpowiedziała tradycyjnym pozdrowieniem. Gdy Eleni widziała ich z daleka wydawali jej się zwykłymi podróżnikami lecz po uważniejszym wpatrzeniu się, zauważyła, że ich skóra jest dziwnie blada, a oczy mają niepokojący, koci błysk. Nie mogąc dłużej znieść wzroku kocich ślepi, zaprowadziła ich na gorę, gdzie mogli przenocować. Na swoich plecach czuła palące spojrzenie blondyna. Gdy weszli na górę, otworzyła im drzwi.
-Proszę, oto wasz pokój.
Goście weszli do izby i rozejrzeli się dookoła. Chłopak szybko podbiegł do okna i wyjrzał przez nie jakby się bał, że ktoś na nich czyha na dworze. Eleni chrząknęła nie wiedząc co powiedzieć na dziwne zachowanie pary.
-Kolacja będzie po zachodzie słońca. –poinformowała ich lekko zmieszana i nie wiedząc co zrobić dalej, zamknęła drzwi z zakłopotanym wyrazem twarzy. Jak potępiony duch wpadła do kuchni.
-Na boginię! Dziewczyno, przestraszyłaś mnie! –krzyknęła Ewa chwytając się za serce.
-Przepraszam ciociu.
-No już, nic się nie stało. –Ewa wyraźnie dała się udobruchać. –Chwytaj z dzban z piwem nalej nowemu gościowi. –Ewa puściła do niej oko. –Tylko nie daj się zbałamucić jego oczom. Ma diabelskie oczy. Takie dzikie… -Ewa wzdychała nad zupą. Eleni już jej nie słuchała, chwyciła dzban i z płonącymi policzkami weszła do głównej izby.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 1 cz. 1



Ogień, krzyki wszędzie krew.
–Biegnij Eleni biegnij! –krzyczy mama. Dziewczynka jest przestraszona, chce podbiec do matki ale ta odpycha ją bezceremonialnie. –Kochanie uciekaj i pamiętaj nie oglądaj się za siebie. –Matka całuje ją w czoło.-Kocham cię. A teraz biegnij! –Dziewczynka biegnie do drzwi, ale w progu odwraca się mimo nalegań matki.
 –Mamo-krzyczy przerażona. Odwraca się znowu i biegnie by nie słyszeć krzyków mordowanej matki.
–Eleni! Gdzie jesteś?! –Gromki męski głos krzyczy gdzieś w oddali.
 –Wujku!- Dziewczynka jeszcze bardziej przyspieszyła. Wpadła przez drzwi na dwór, rozejrzała się dookoła i została porwana w objęcia swego wujka.
–Już dobrze, uspokój się Eleni, już dobrze. Mężczyzna wsiada na konia i ucieka razem z dziewczynką jak najdalej od palącego się domostwa.
 –Mamo! –krzyczy. –Mamo!!!

                                 Dziewczyna budzi się cała spocona. Przez małe okienko wpada mdłe światło –zwiastun niechybnego wschodu słońca. By uspokoić się, wstaje z łóżka i podchodzi do okna. Szuka jakiejś choćby cienkiej nici, która połączyła by ją na powrót z rzeczywistością. Opiera głowę o chłodną framugę okna.
 –Już… dobrze. To tylko…sen. –Oddycha głęboko, coraz głębiej, spokojniej, głębiej…
 -Eleni! Schodź na dół, trzeba przygotować śniadanie! –Dziewczyna podskakuje przestraszona.
–Już idę wuju! –Krzyczy. Na chwilę staje w bezruchu nie mogąc zdecydować się co ma zrobić. Nagle podbiega do krzesła, narzuca na siebie zielona lnianą sukienkę i w biegu, na schodach spina swoje rude włosy w warkocz. Wbiega zdyszana do izby.
–Już jestem wuju.- mówi.
–Co ty taka zdyszana? Gdybyś kładła się wcześniej spać to rano wstawałabyś na czas. Nie leń się. Przygotuj śniadanie dla gości.
–Dobrze wuju. –Starzec łagodnieje.
–Sama zjedz coś pożywnego abyś miała siłę na dzisiejszy dzień. –Już w progu odwraca się do niej i mówi:- Dzisiaj wczas rano przyszedł podróżny. –Na zaciekawione i pytające spojrzenie Eleni odpowiada –Nikt szczególny, Hamir przyszedł z gór. Nakarm go dobrze, sprzedał mi dzisiaj kilka porządnych skór za dobrą cenę.
–Dobrze wuju. –Dziewczynka zawahała się. –Wuju? –pyta.
–Tak, Eleni?
- Mogę dzisiaj po południu wyjść? –Patrzy na niego wyczekująco. Starzec pomyślał, że Eleni wygląda w tym momencie jak swoja matka.
 –Jeśli wypełnisz swoje obowiązki to możesz. –Szorstkością próbuje ukryć swoje uczucia.
 –Dziękuję.
-Salen! Idziesz już? –W progu staje kasztanowłosa kobieta o bujnych kształtach i o twarzy zdradzającej matczyną troskę. –Trzeba iść na targ po warzywa. Myślałam, że mi pomożesz. –Patrzy wyczekująco na męża. Salen wzdycha.
–Już idę kochanie. –A ty –patrzy na Eleni –Nie zapomnij umyć naczyń z wczoraj zanim wyjdziesz. –Eleni patrzy z żałością na pokaźną kupkę glinianych  talerzy i garnków.
–Dobrze, umyję. –mówi z westchnieniem.
-Nie potrzebnie byłeś dla niej taki szorstki. Ta dziewczyna nie miała lekkiego życia. –Ewa z troską marszczy czoło.
 –Moje kochanie. –Salen z czułością całuje żonę we włosy wdychając ich upajającą woń. –Ta dziewczyna jest twarda. Naprawdę wiele trzeba, aby zrobić jej krzywdę. –Kobieta patrzy na męża z naganą.
 –Mimo wszystko. Nie musiałeś.

środa, 20 lutego 2013

Prolog




- Dziadku! Dziadku! – mała dziewczynka z rudymi warkoczami wpadła do pokoju siwowłosego staruszka, który właśnie czytał grubą książkę. Ze śmiechem wgramoliła się na jego kolana.
 – Dziadku opowiedz mi historie. – staruszek odłożył z westchnieniem książkę i popatrzył z miłością na swoją wnuczkę.
 – A o czym chcesz moja gruszeczko? O złośliwych skrzatach czy o pięknych, tajemniczych elfach? – mały, rudy urwis prychnął ze wzgardą zakładając ręce.
 – Jestem już duża. Nie chce bajek dla dzieci, chce cos dla dorosłych. Musi mieć dorosły morał. – dziadek się uśmiechnął
– Dorosły morał perełko? – Dziewczynka tak energicznie pokiwała głową, ze jej rude warkocze skakały wokół jej głowy jak małe, ogniste duszki.
- A wiec dobrze, będzie opowieść dla dorosłych. – mała dziewczynka uśmiechnęła się szeroko pokazując wszystkie swoje dziury po mleczakach i ułożyła się wygodnie na bezpiecznych kolanach dziadka.
- A wiec tak:
Było sobie trzech braci, synowie wielkiego króla Samosa. Każdy z nich był inny lecz połączyło ich jedno – miłość. Niezłomna, trwalsza niż najmocniejsze kajdany. Lecz ich wybranki były tak niezwykle i odmienne niż ludzie ze nawet w lwim sercu króla Samosa czaił się lek. Strach jego był uzasadniony, ponieważ wybranki jego synów były boginiami. Straszliwymi, okrutnymi ale jakże pięknymi boginiami. Król błagał swe dzieci aby odeszły, uciekły od złych harpii lecz ich serca były głuche ba rozpaczliwe błagania ojca zatrute krwawą strzałą bożka miłości.
- Wiesz kim były owe trzy damy moja duszyczko?- dziewczynka wierciła się niecierpliwie czekając na dalsza część historii.
-Dziadku mów dalej! – starzec uśmiechnął się.
- Owe nieznajome to Trzy Boginie, córy wielkiego boga podziemi : Luna, Jera i Śmierć.
- Śmierć dziadku?- dziewczynka się przestraszyła. Lecz oczy dziadka zaszły już mgła dawnych dziejów. Ciągnął swa opowieść:
Na świat przyszło kolejno troje dzieci: wilkołak, wampir i kompletne przeciwieństwo dwóch bestii zwane łowcą. Dwoje wnucząt Samosa było dzikich i wrotce zabiły swoich ojców, łowca zaś pozostał wierny dziadkowi i przysiągł mu chronić ludzi przed złymi kuzynami. Niedługo potem wampir i wilkołak odkryli, ze mogą zamieniać ludzi w podobnych sobie. Każdy odszedł w swoja stronę czerpiąc z życia wiele a nie dając nic. Zycie ludzi stało się ciężkie gdy atakowały ich potężne, nieśmiertelne potwory. Wielu słyszało, ze w niedalekiej krainie rządzi król który jest w stanie stawić czoła potężnym bestiom, król który jest silniejszy i potężniejszy od zwykłego człowieka. Potomek samego Samosa. Wielu wierzyło, ze to jego wnuk. Król ów miał ukochana, która powiła mu syna. Szczęście ich nie trwało wiecznie gdyż zadni mordu i nieszczęścia dwaj bracia zabili żonę króla i uciekli siejąc wokoło zło i śmierć. Pogrążony w smutku król wychował syna i wpoił mu nienawiść do wszelkiego zła. Gdy dorósł zaczął brać sobie niezliczone kobiety. Z ich łona rodziły się zastępy łowców gotowych nieść pomoc umączonym ludziom. Od tej pory zaczęła się krwawa waśń pomiędzy trzema rasami. Nikt już nie mógł czuć się bezpieczny. Każdy wałczył przeciwko każdym, brat przeciwko bratu. Ziemia spłynęła krwią wielu ludzi, wampirów i wilkołaków. Tak mówi legenda.
- A wiesz jaki jest z tego morał?- dziadek spojrzał w dół na swoje kolana i zobaczył śpiącego elfa uczepionego jego kamizelki. Uśmiechnął się
- Nigdy nie lekceważ potęgi miłości. Ona prowadzi do wojen i krwawych czasów. Nigdy nie lekceważ potęgi miłości moja mała duszyczko.
                                      
                                                            Dziadek tej nocy oddał się w objęcia śmierci. Rano znaleziono go martwego z uśmiechem na starczej twarzy.

Powitanko!

Cześć jestem kasjopea srebrzysta (dla przyjaciół kassy:) Założyłam tego bloga abyście mogli czytać moja książkę którą za namową koleżanki zaczęłam pisać.
Blog ten współtworzy ze mną moja best friend dhampirka19. Jest nieocenionym doradcą, czytelnikiem i krytykiem w jednym.
Mam nadzieję, że moja twórczość Wam się spodoba. Piszcie swoje opinie w komentarzach i miłej lektury.
;)