Marin siedział na dyszlu od wozu i obserwował otoczenie. Nie
tak wyobrażał sobie szkolenie w wiosce łowców. Gdy przybył do niej pierwszy raz
przyjęto go chłodno, zabrano mu wszystkie jego rzeczy i zagoniono do
czyszczenia stajni.
Gdy udało mu się w końcu wyrwać nie miał co ze sobą zrobić więc poszedł do centrum wioski. Wioska łowców zwana też Szenir- chłopak słyszał, że w pradawnym dialekcie oznacza twierdze- była zbudowana na planie koła. Całość była chroniona grubym i wysokim murem. W centrum wioski znajdował się kwadratowy plac na którym odbywały się zabawy i pojedynki łowców.
Marin nie mógł się doczekać kiedy będzie jednym z nich. Gdy pierwszy raz wchodził do wioski zaskoczyło go to, że wszystko było uporządkowane: najbliżej muru mieszkali chłopi, którzy uprawiali role aby wyżywić wioskę, w następnym, najszerszym kole mieszkali łowcy. Marinowi nie spodobała się atmosfera tam panująca, czuło się tam wrogość i skrywaną złość. Najbliżej centrum mieściły się trzy budynki; tam szkolili się i mieszkali początkujący. Chłopak wiedział, że kiedyś zamieszka w jednym z tych ceglanych, krytych gontem budynków. Na razie umieścili go w jednej z chałup w pobliżu stajni. Śmierdziało tam końskim łajnem i było pełno pluskiew i pcheł. Pracowało z nim i mieszkało jeszcze trzech chłopców. Dwóch z nich miało szesnaście lat jak Marin, a jeden był o rok młodszy.
Chłopak podrapał się po głowie i wyciągnął małego robaczka. Jego twarz wykrzywiło obrzydzenie.
Gdy udało mu się w końcu wyrwać nie miał co ze sobą zrobić więc poszedł do centrum wioski. Wioska łowców zwana też Szenir- chłopak słyszał, że w pradawnym dialekcie oznacza twierdze- była zbudowana na planie koła. Całość była chroniona grubym i wysokim murem. W centrum wioski znajdował się kwadratowy plac na którym odbywały się zabawy i pojedynki łowców.
Marin nie mógł się doczekać kiedy będzie jednym z nich. Gdy pierwszy raz wchodził do wioski zaskoczyło go to, że wszystko było uporządkowane: najbliżej muru mieszkali chłopi, którzy uprawiali role aby wyżywić wioskę, w następnym, najszerszym kole mieszkali łowcy. Marinowi nie spodobała się atmosfera tam panująca, czuło się tam wrogość i skrywaną złość. Najbliżej centrum mieściły się trzy budynki; tam szkolili się i mieszkali początkujący. Chłopak wiedział, że kiedyś zamieszka w jednym z tych ceglanych, krytych gontem budynków. Na razie umieścili go w jednej z chałup w pobliżu stajni. Śmierdziało tam końskim łajnem i było pełno pluskiew i pcheł. Pracowało z nim i mieszkało jeszcze trzech chłopców. Dwóch z nich miało szesnaście lat jak Marin, a jeden był o rok młodszy.
Chłopak podrapał się po głowie i wyciągnął małego robaczka. Jego twarz wykrzywiło obrzydzenie.
-Marin!- jasnowłosy, wysoki chłopak podbiegł do niego. –
Szukam cię wszędzie. Coś się dzieje. Zabrali Mata i Regiego, nas też szukają. Chodź-
pociągnął go za rękę. Skołowany Marin dał mu się pociągnąć w stronę stajni.
- Ale o co chodzi? Mówili cos?
-Nie. Tylko tyle, ze mam cię odnaleźć. Czuje, że nasza nauka
właśnie się rozpoczyna. To cudowne!- chłopak podskoczył z radości. Marin pomyślał, że jak tak dalej pójdzie to
kolega wyrwie mu rękę
- Jeremi puść, sam pójdę.- wyrwał się z miażdżącego
uścisku. Masując obolałe ramie pobiegł za Jeremi.