Ogień, krzyki wszędzie krew.
–Biegnij Eleni biegnij! –krzyczy
mama. Dziewczynka jest przestraszona, chce podbiec do matki ale ta odpycha ją
bezceremonialnie. –Kochanie uciekaj i pamiętaj nie oglądaj się za siebie. –Matka
całuje ją w czoło.-Kocham cię. A teraz biegnij! –Dziewczynka biegnie do drzwi,
ale w progu odwraca się mimo nalegań matki.
–Mamo-krzyczy przerażona. Odwraca się znowu i
biegnie by nie słyszeć krzyków mordowanej matki.
–Eleni! Gdzie jesteś?! –Gromki
męski głos krzyczy gdzieś w oddali.
–Wujku!- Dziewczynka jeszcze bardziej
przyspieszyła. Wpadła przez drzwi na dwór, rozejrzała się dookoła i została
porwana w objęcia swego wujka.
–Już dobrze, uspokój się Eleni,
już dobrze. Mężczyzna wsiada na konia i ucieka razem z dziewczynką jak najdalej
od palącego się domostwa.
–Mamo! –krzyczy. –Mamo!!!
Dziewczyna budzi się cała spocona.
Przez małe okienko wpada mdłe światło –zwiastun niechybnego wschodu słońca. By
uspokoić się, wstaje z łóżka i podchodzi do okna. Szuka jakiejś choćby cienkiej
nici, która połączyła by ją na powrót z rzeczywistością. Opiera głowę o chłodną
framugę okna.
–Już… dobrze. To tylko…sen. –Oddycha głęboko,
coraz głębiej, spokojniej, głębiej…
-Eleni! Schodź na dół, trzeba przygotować
śniadanie! –Dziewczyna podskakuje przestraszona.
–Już idę wuju! –Krzyczy. Na
chwilę staje w bezruchu nie mogąc zdecydować się co ma zrobić. Nagle podbiega
do krzesła, narzuca na siebie zielona lnianą sukienkę i w biegu, na schodach
spina swoje rude włosy w warkocz. Wbiega zdyszana do izby.
–Już jestem wuju.- mówi.
–Co ty taka zdyszana? Gdybyś
kładła się wcześniej spać to rano wstawałabyś na czas. Nie leń się. Przygotuj
śniadanie dla gości.
–Dobrze wuju. –Starzec
łagodnieje.
–Sama zjedz coś pożywnego abyś
miała siłę na dzisiejszy dzień. –Już w progu odwraca się do niej i mówi:-
Dzisiaj wczas rano przyszedł podróżny. –Na zaciekawione i pytające spojrzenie
Eleni odpowiada –Nikt szczególny, Hamir przyszedł z gór. Nakarm go dobrze, sprzedał
mi dzisiaj kilka porządnych skór za dobrą cenę.
–Dobrze wuju. –Dziewczynka zawahała
się. –Wuju? –pyta.
–Tak, Eleni?
- Mogę dzisiaj po południu
wyjść? –Patrzy na niego wyczekująco. Starzec pomyślał, że Eleni wygląda w tym
momencie jak swoja matka.
–Jeśli wypełnisz swoje obowiązki to możesz.
–Szorstkością próbuje ukryć swoje uczucia.
–Dziękuję.
-Salen! Idziesz już? –W progu
staje kasztanowłosa kobieta o bujnych kształtach i o twarzy zdradzającej
matczyną troskę. –Trzeba iść na targ po warzywa. Myślałam, że mi pomożesz.
–Patrzy wyczekująco na męża. Salen wzdycha.
–Już idę kochanie. –A ty –patrzy
na Eleni –Nie zapomnij umyć naczyń z wczoraj zanim wyjdziesz. –Eleni patrzy z
żałością na pokaźną kupkę glinianych
talerzy i garnków.
–Dobrze, umyję. –mówi z
westchnieniem.
-Nie potrzebnie byłeś dla niej
taki szorstki. Ta dziewczyna nie miała lekkiego życia. –Ewa z troską marszczy
czoło.
–Moje kochanie. –Salen z czułością całuje żonę
we włosy wdychając ich upajającą woń. –Ta dziewczyna jest twarda. Naprawdę
wiele trzeba, aby zrobić jej krzywdę. –Kobieta patrzy na męża z naganą.
–Mimo wszystko. Nie musiałeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.