środa, 15 maja 2013

Experimentum crusis



Jedni mówili, że to kara boska, inni, że mieliśmy wielkiego pecha.. Ja wiedziałem jedno: świat upadł. Kiedy elektrownie padły, a elektronika się sfajczyła ludzie wpadli w panikę. Zaczęli uciekać.
Pakować te swoje ‘dorobki życia’ i spieprzać tam skąd inni uciekali. Głupcy!



Nigdy nie lubiłem filmów katastroficznych. Teraz czuję się jak pieprzony gość z ‘Jestem legendą’ , nawet psa miałem. ‘Miałem’ jest tu kluczowym słowem, jacyś ludzie ukradli go i zjedli. Zazdroszczę mu. Pewnie przechadza się teraz po psim raju i obgryza kości.



Patrzę na mojego towarzysza. Jego wychudzona twarz wykrzywiona jest wyrazem bólu.
-Lou już nie mogę – osuwa się na ziemię- Ta pieprzona noga boli jak diabli.
-Nie trzeba było zgrywać bohatera Sebastianie. Pokaż.
Odwiązałem brudną szmatę z nogi przyjaciela.
-Fiuu. Chłopie. Prawdziwa wojenna rana.
Krwawa szrama biegnie przez cała długość uda przyjaciela. Jakiś dwóch nabitych nabitych facetów potarmosiło Sebastiana i ukradli mu plecak z jedzeniem przy okazji upiększając nogę.
-Gdybyś widział jaką kosę mieli.
Sebastian pokazał mi odcinek około półmetrowy.
-Chłopie, takim nożem to by odcięli Ci nogę, nie skaleczyli.
Zawiązałem z powrotem szmatę.
-Nic tu nie zrobię. Nie jestem pielęgniarką.
Sebastian zachichotał –Ale tyłek masz jak pielęgniarka.
Dostał za to ode mnie po głowie.
Nie patrząc na niego poprawiłem pasek plecaka i ruszyłem przed siebie.
-Ej Lou! Zaczekaj!
Wstając z wyraźnym trudem pokuśtykał do mnie. Popatrzyłem na niego szyderczo.
-Ty pokrako.
-Ej do kaleki tak? Do kaleki?
Dał mi kuksańca.
-Ej bo oddam.- powiedziałem do niego grobowym głosem. Zaśmiał się szyderczo wyraźnie nie wzruszony moim zachowaniem.
-Cały świat wie, że byś nie oddał.
Przytulił się do mnie i popatrzył mi w oczy mrugając rzęsami. Odepchnąłem go od siebie.
-Idiota.
Uchylił się od mojego ciosu i posłał całusa.
Zanucił jakąś starą piosenkę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
***

-To UFO. Zdecydowanie.
Popatrzyłem na przyjaciela. Leżał na wznak i patrzył w gwiazdy.
-Tak uważasz?
-No jasne. Pomyśl: wybuchy elektrowni termojądrowych, cały ten elektroniczny szajs, który się zepsuł. Tsunami, trąby powietrzne, a wszystko w jednej chwili.
-Istne apogeum. Może mieliśmy wielkiego pecha?
Sebastian pokręcił głową nieprzekonany.
-Eee, nie. To UFO.
Zachichotałem. Odwróciłem się na bok i szczelniej przykryłem kocem.
-Śpij. Tylko uważaj żeby UFO Cię nie porwało.
Sebastian prychnął obrażony. Odwrócił się do mnie plecami.
Wkrótce usłyszałem chrapanie.
***
-Seba wstawaj!- syknąłem do przyjaciela
-Coś się stało?- popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Jego rozwichrzone włosy wyglądały jak ptasie gniazdo.
-Widziałem jakiś samochód niedaleko. Rozglądałem się niespokojnie dookoła.
-Mogą już tu być.
Sebastian wstał jak oparzony i otrzepał się z pyłu i ziemi. Jego przestraszone oczy rozglądały się dokoła. Pociągnąłem go za rękę.
-Chodź.
Pobiegł za mną. Nie uszliśmy daleko, gdy ktoś pociągnął mnie za plecak. Paski wbiły mi się w ramiona.
-Gdzie się tak śpieszycie?
Odwróciłem się napięcie. Sebastian leżał na ziemi przygnieciony przez nogę jakiegoś oprycha. Mój rozmówca- największy z bandy- uśmiechał się do mnie szczerbatym uśmiechem.
-Przed siebie. Jesteśmy wolnymi ludźmi.
Oprych się zaśmiał. Śmierdziało od niego potem i pyłem.
-Już nie. Chłopcy brać ich na pake!
Związali nam nadgarstki jakąś cienką żyłką i wpakowali na tył pikapa. Jechaliśmy szybko, pozostawiając za sobą chmurę kurzu. Obserwowałem naszych nowych przyjaciół. Dwóch siedziało z przodu- w szoferce a jeden z nami , gdy zauważył, że na niego patrzę posłał mi groźną minę.
-Czego?- warknął.
Pokazałem mu swoje nadgarstki.
-Rozluźnij mi tę linkę bo za chwile podetnie mi żyły.
-Lou nie zaczepiaj go bo coś Ci zrobi.
Sebastian był wyraźnie przestraszony. Bał się spojrzeć mu w oczy, pewnie z obawy przed ponownym przyszpileniem do ziemi. Dałbym sobie rękę uciąć, że ma teraz na plecach ogromnego siniaka w kształcie buta rozmiaru około 46.
Zachichotałem.
-Z czego rżysz?
Popatrzyłem na gościa. Nim zdążyłem odpowiedzieć wstał i przywalił moją głową  o tylną ściankę szoferki, a może przednią? Zależy jak na to patrzeć. Zresztą nieważne i tak bolało. Nim zdążył przywalić nią drugi raz zainteresował się moim plecakiem, który wciąż miałem na plecach. Jednym szarpnięciem próbował go ściągnąć. Karkołomne zadanie biorąc pod uwagę moje związanie ręce. Nasz Einstein podrapał się po głowie myśląc ciężko. Niemal widziałem jak pod tymi krzaczastymi brwiami obracają się zardzewiałe trybiki.
Klik, klik, klik…
Jakiś wyjątkowa zardzewiały trybik musiał ruszyć, bo gościowi zaświeciły się oczy i wyciągnął nóż.
No brawo! A teraz rozetnij mi ta żyłkę i weź sobie ten plecak!
Oprych nie posłuchał jednak moich telepatycznych rozkazów, bo rozciął paski plecaka. Nie zrażony moimi morderczymi spojrzeniami jakie mu słałem buszował w moim plecaku. Sebastian parzył na mnie z kpiącym uśmiechem. Jego oczy zdawały się mówić: Widzisz? Ty też już nie masz plecaka. O jak mi sarkastycznie przykro!
Posłałem mu spojrzenie godne mojej nauczycielki od matmy. Nie przejęty moimi zdolnościami niewerbalnymi obserwował ostatnie chwile mojego plecaka.
Oprych nie próżnował, z entuzjazmem dobrał się do jedzenia, a moje ubrania rzucił na środek tworząc coś czym zachwycali by się znawcy sztuki nowoczesnej. Ze zgrozą patrzyłem jak wyciąga z samego dna książkę. Zaczął ja wertować kartki tłustymi paluchami.
-Oddaj! To… pamiątka
-Pamiątka? To śmieć.
Z wrednym rechotem wyrzucił ja wysoko w powietrze. Po chwili spadła jakieś kilka metrów od samochodu. Szybko się od niej oddalaliśmy. Z żałością patrzyłem jak szybko znika mi z oczu. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Dalej się śmiejąc pozbierał moje ubrania- uprzednio dokładnie wycierając w nie łapy- i wpakował do plecaka.
-Masz.
Rzucił mi plecak na kolana. Jeden z plastikowych części omal nie wybił mi oka.
Jechaliśmy w milczeniu dobrą godzinę. Jak się spodziewałem, żyłka przecięła mi skórę. Ciepła krew pociekła na ziemię. Zastanawiałem się czy nie dostanę gangreny. Nagle auto się zatrzymało. Sebastian z impetem na mnie poleciał, a ja drugi raz omal nie wydłubałem sobie oka.
-No moi mili zapraszam na herbatę.
Facet, którego zdążyłem znienawidzić wziął nas za karki jak małe szczeniaki. Popchnął do przodu Sebastiana i mnie. Jako, że pikap był wysoki zaryłem twarzą w ziemie. Seba miał gorzej, upadł na ramię i coś mu chrupło. Wzdrygnął się. Jego oczy otworzyły się szeroko z bólu.
Masz ty chłopie pecha.-pomyślałem. Nie zdążyłem mu nawet pomóc wstać. Zrobił to za mnie jeden z gości. Nie rozróżniałem ich, dla mnie wszyscy byli tacy sami. Jeden z nich poszedł do rozwalającej się chałupy. Po chwili wrócił niosąc dwie pary kajdanek. Biedny policjant, który musiał się z nimi rozstać!
Przykuli nas do drzwi samochodu. Ja, szczęśliwie znalazłem się po wewnętrznej stronie, mogłem usiąść na jednym z foteli. Oprychy weszły do chałupy. Miałem nadzieje, że sufit spadnie im na łby.
-Co z nami zrobią? Po co jesteśmy im potrzebni?
-A bo ja wiem? Może poćwiartują nas i zakonserwują w słoikach?
Sebastian spanikował – Musimy uciec. A jak nas zabiją? Albo…
-Oddadzą kosmitom na przykład?
Sebastian się obraził. Na tyle na ile to było możliwe odwrócił się do mnie plecami.
Westchnąłem.
Sebastian na mnie spojrzał. –Co robisz?
-Nie widzisz? Ratuje nas.
Pociągnąłem ręką z nadzieją, że przerwę metal. Cholerne drzwi! Nawet się nie wygięły!
Mocowałem się z nimi trochę, ale nie osiągnąłem większych rezultatów. Opadłem zasapany na fotel.
-Taa wybawca. Co teraz bohaterze?
Nie zwracając uwagi na złośliwe komentarze przyjaciela rozejrzałem się po wnętrzu z nadzieją, że znajdę coś użytecznego. Otworzyłem skrytkę.
-Twój bohater coś nalazł!
Wyciągnąłem z tryumfem kawałek drutu.
-Tym chcesz otworzyć kajdanki? Za dużo filmów się naoglądałeś.
Wygiąłem drut i włożyłem w zamek od kajdanek Sebastiana. Coś kliknęło i kajdanki opadły na ziemię. Seba pomasował otarte nadgarstki.
Nagle pijackim ruchem ktoś wyszedł z domku. Sebastian zamarł.
-Pośpiesz się!- syknął do mnie.
-Robię co mogę. Jakbyś oglądał filmy to byś wiedział, że to nie takie łatwe.
Mocnej poruszyłem drutem i kajdanki opadły na ziemie. Popatrzyłem zaniepokojony na oprycha. Na szczęście lał gdzieś w krzakach.
-Chodź.
Szybko oddalaliśmy się od samochodu.
-Za…czekaj.
Sebastian zatrzymał się zasapany. Z jego nogawki ciekła krew. Zarzuciłem sobie jego ramie na szyje.

2 komentarze:

  1. Świetnie się zapowiada :) Oba opowiadania trzymają poziom, a styl jest godny mistrza :D
    Mam nadzieję, że nie zrezygnowałaś z Krwawej Strzały. Bo nie zrezygnowałaś, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne, że nie. W niedługim czasie pojawia się następne posty odnośnie Krwawej Strzały.

    OdpowiedzUsuń

Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.