Do karczmy pełnej gwaru i ludzi wszedł rosły mężczyzna
odziany w skóry zwierząt. Usiadł przodem do drzwi i zamówił duży kufel młodego
piwa. Podszedł do niego gruby, śmierdzący cebulą i serem karczmarz.
-Co cię do nas przywiało? O ile się nie mylę jesteś tu obcy.
Postawił z hukiem przed przybyszem dzban piwa. Traper
popatrzył na niego swoimi czarnymi oczami. Po chwili ciszy, jaka nastała
odpowiedział głębokim głosem:
-Przyszedłem sprzedać kilka skór i uzupełnić zapasy.
Karczmarz przysiadł się wyczuwając kompana do picia. Cała
wioska wiedziała, że Les nigdy nie przepuścił okazji do napitku. Zuchwałym
gestem nalał sobie pełny kubek piwa.
-Nalać Ci?
Traper skinął głową. Szybkim ruchem wziął swój kubek i oparł
się wygodniej na krześle.
-Jak Ci na imię? Mi mówią Les.
Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć karczmarz kończył pić
drugi kubek.
-Szenue.
Les otarł pianę z ust.- Niezwykłe imię.
Szenue się uśmiechnął – W rzeczy samej.- Nachylił się w
stronę wieśniaka. –Les wydarzyło się coś u was ostatnio? Jakieś… porwania?
Karczmarz beknął i podsunął kubek, który szybko został
napełniony.
-O porwaniach nic nie słyszałem, ale… - rozejrzał się
dookoła zaniepokojony- mówi się, że łowcy grasują na gościńcach –skrzywił się-
te szumowiny przetrząsają okoliczne wsie, ludzi straszą.
Szenue jakby od niechcenia przybliżył się do mężczyzny.
Dolał mu jeszcze piwa do kubka a sam zapomniał o swoim, który stał w rogu
stołu.
-Mówisz, że łowcy grasują? A czego oni mogą szukać po
wioskach? Myślą, że wieśniacy poukrywali wampiry po szafach?
Les wybuchnął gromkim śmiechem, wszystkie jego podbródki
podrygiwały żwawo. Uderzył kilka razy otwartą dłonią w stół.
-A niech Cię Szenue! Tak odważnych słów można się spodziewać
po człowieku tylko wielkiej odwagi bądź głupoty.
-Jedno nie wyklucza drugiego.
Karczmarz nadal się śmiejąc wstał i podszedł do chłopaka,
który ukryty za workiem ziarna popijał niezapłacone piwo z butelki.
Szenue posiedział w karczmie jakiś czas przysłuchując się
rozmowom wieśniaków. Dostał od córki karczmarza pół pieczonek kury i następny
dzban piwa. Starał się nie zauważać jak dziewczyna, co chwila zerka na niego z
nad lady. Zjadł posiłek jak najszybciej i przez nikogo niezauważony wyszedł na
dwór.
Stojąc przed drzwiami karczmy oddychał głęboko próbując
oczyścić płuca z odoru, jaki panował wewnątrz. Zamknął oczy i pozwolił, by jego
wyczulone zmysły wyczuły świetlistą nić. Po kolorze i zapachu rozpoznał łowców.
Syknął. Szybko skierował się w stronę lasu. Gdy wszedł za linię drzew zaklął
siarczyście. Drugi mężczyzna bliźniaczo do niego podobny zbliżył się do Szenue
prowadząc dwa konie.
-I jak? Dowiedziałeś się czegoś?
-A jakże! Można się było tego spodziewać. Idą za nami.
Horiszjo podał mu lejce.
-Ilu?
Wzruszył ramionami. –Wieśniak w karczmie nie podał liczby,
ale wyczułem dwóch kilka kilometrów od nas.
Horiszjo westchnął.-Niedobrze. Musimy powiedzieć reszcie.
Obaj wsiedli na konie i popędzili je do galopu. Nie
zauważyli, że w pewnej odległości od nich jadą dwie zakapturzone postaci.
Hej :) Twoje opowiadanie jest świetne. Czy myślałaś, żeby napisać książkę i ją wydać?
OdpowiedzUsuńSzczeze mowiac nie myslalam o tym. Jak narazie ksiazka jest w stanie zawieszenia, nawet nie wiem czy ja skoncze, ale fajnie, ze Ci sie podoba i dzieki za koment!
OdpowiedzUsuń