wtorek, 8 października 2013

Rozdział 4 cz.3

***
Eleni usiadła na ziemi i rozmasowała obolałe nogi. Jęknęła.
-Nie jestem przyzwyczajona do wędrówek po lesie. Ciągłe trzeba uważać by nie skręcić kostki.
Ibrahim się uśmiechnął.
-Już niedaleko. Następnym razem będę pamiętał, że nie jesteś przyzwyczajona do tak długich spacerów.
Dziewczyna się zaśmiała.
-Spacerów? To był morderczy marsz. Nie nadajesz się na towarzysza podróży.
Podał jej dłoń.
-Chodź. Już naprawdę niedaleko. Jak dotrzemy na miejsce to obiecuję Ci, że znajdę dla Ciebie kilka słodkich jagód.
Eleni wstała. -Nie ma, co Ibrahimie umiesz przekonywać.
Z westchnieniem poczłapała za nim.
Szli kilka minut w milczeniu. Ibrahim przez ten czas ukradkiem zerkał, na Eleni.
-O, co chodzi?
-Co?
-Patrzysz na mnie cały czas. Więc pytam, o co chodzi?
Chłopak myślał przez chwilę zanim zadał pytanie.
-Jak poznałaś naszego wodza?
Eleni popatrzyła na niego zdumiona.
-Nie wiesz? Horiszjo odbił mnie z rąk łowców.
Ibrahim się zamyślił.- On niewiele mówi. Nie dzieli się z nami swoimi myślami.
Dziewczyna z duchu przyznała mu racje. Ona w zasadzie wiedziała o Horiszjo więcej niż jego żołnierze. Nie dopuszczał do siebie nikogo, zwłaszcza jej. Zamykał się w sobie.
-Gdzie zmierzacie?
-Co?
-Dobrze słyszałeś. Trudno mi uwierzyć, że jesteście grupką ludzi polującą na zwierzęta w okolicznych lasach. Nie jesteście także łowcami to oczywiste. Wydaję mi się, że żołnierzami Samosa też nie. Więc kim?
Ibrahim się zmieszał.
-Musisz zapytać o to Horiszjo. Ja nie mogę Ci nic mówić pod groźbą… bardzo niemiłych konsekwencji.
Eleni prychnęła. Próbowała wypytać chłopaka o jakieś szczegóły, lecz on był posłuszny swojemu wodzowi lub… bał się kary, jaka by go spotkała. Widząc, że nic nie wskóra kopnęła ze złością patyk leżący na leśnej drodze. Była przygnębiona i zdezorientowana. Nikt jej nic nie mówił. Wszyscy zachowywali dystans wobec niej. No może oprócz Ibrahima. Chłopak zadawał się stać z boku nie przesiadywał z innymi, chadzał własnymi drogami. Często towarzyszył jej na spacerach i zabawiał wesołą rozmową. Zdawał się oddychać z ulgą, gdy oddalał się od reszty grupy. Eleni mu się nie dziwiła sama odbierała ich jako ponurych i milczących.
-Kiedy wróci Horiszjo?
Chłopak pokręcił przecząco głową. Eleni mogła się domyślić, że jej nic nie powie.
Westchnęła. Horiszjo razem z Szenue z tajemniczymi minami odjechali na swych koniach. Było to już kilka długich dni temu… tęskniła za nim. Kojarzył się jej z dawnym życiem.
Ibrahim zatrzymał się nagle, Eleni, która szła za nim wpadła na niego.
-Co się dzie…
Odwrócił się gwałtownie i popatrzył na nią rozbieganymi oczami. Eleni nie wiedziała o co chodzi. Obóz był rzut kamieniem od nich, nic im nie groziło.
-Chodź, musimy stąd iść.
Chwycił ją brutalnie za ramię.
-Au! Puść mnie. Nigdzie nie idę.
Wyrwała się, z jego uścisku i poszła w stronę obozu. Zauważyła małe zbiorowisko na jego skraju. Podeszła zaciekawiona. Czuła za sobą czujną obecność Ibrahima, ale ten nie próbował jej już zatrzymać. W przerwie między mężczyznami zauważyła nienaturalnie dużego wilka wielkością przypominał kuca. Zdziwiła się, że nikt nie atakuje bestii. Jeden zdawał się mówić do wilka, ale dziewczyna nie próbowała zrozumieć słów, jej uwaga była skupiona na szarym wilku.
Wilk po chwili zmienił się w jasną kulę, a następnie w… Szenue. Stał nagi w kółeczku wojowników, rozmawiał z jednym z nich. Z twarzy Eleni odpłynęła cała krew, instynkt podpowiadał jej tylko jedno: ucieczkę. W gwarze rozmów wyłapała imię Horiszjo, ale była zbyt przerażona żeby zareagować. Zaczęła się cofać w stronę lasu, Szenue zobaczył jej przerażony wzrok i wyraz twarzy. Uświadomił sobie, że go widziała. Próbując przekazać jej wzrokiem, że nic jej nie grozi począł się do niej zbliżać. Eleni odwróciła się napięcie i zaczęła uciekać. Słyszała jak tamci wołają ją i innych by ją złapali. Biegła tak szybko, że włosy fruwały jak szalone wokół jej głowy. Nie dotarła nawet do linii drzew, gdy ktoś złapał ją wpół. Krzyknęła. Poczęła bić pięściami i kopać. Walczyła z zaciekłością godną lwa. Przeciwnik był jednak silniejszy, trzymał ją jak w imadle.
-Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę. Przestań, słyszysz?!- To był Szenue, trzymał ją jak małego szczeniaka.- Nic Ci nie grozi. Jak bym chciał Cię zabić już byś dawno nie żyła.
Eleni uspokoiła się trochę. Zwisła bezradnie w jego ramionach.
-Teraz Cię puszczę, dobrze? Ale proszę nie uciekaj. I tak Cię dogonimy.
Dziewczyna pokiwała głową. Trzęsła się ze strachu.
Postawił ją delikatnie na ziemi. Usłyszała innych, jak biegli w ich stronę. Była zbyt wstrząśnięta, aby rozpoznać kogokolwiek. Stała bezradnie z opuszczonymi rękami i szeroko otwartymi oczami.
-Weź ją do namiotu i pilnuj. Jest w szoku.
Poczuła na ramieniu dłoń, która lekko ją popchnęła. Bez przeszkód pozwoliła zaprowadzić się Ibrahimowi do namiotu.
Mężczyźni szeptali między sobą. Ich niespokojne i prześmiewcze głosy szumiały jak drzewa na wietrze.
-Przestańcie tyle gadać! Nie tego was uczono. Wracać do roboty, pilnować obóz przed łowcami. I gdzie do cholery moje ubranie?!

Szybko ktoś podał mu nowe odzienie. Narzucił na siebie spodnie i koszule i z naburmuszoną miną poszedł poszukać jakiegoś mocnego trunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.