niedziela, 20 października 2013

Rozdział 4 cz.4


***
Eleni usłyszała podniesione gromkie głosy. Wyprostowała się i wytężyła słuch by lepiej słyszeć. Nic nie mogła zrozumieć, mężczyźni mówili za szybko. W końcu się poddała. Opadła z powrotem na ziemię i dała się omamić odrętwieniu, w którym była już kilka dobrych dni. Jej oczy zaszły mgłą obojętności.
Próbowała już raz uciec, ale nie zdążyła pokonać nawet kilkaset metrów, jak jeden z mężczyzn złapał ją w pół i zataszczył do namiotu. Od tej pory przed namiotem stał jeden z nich czy to w dzień czy w nocy.
Pragnęła porozmawiać z Horiszjo  zapytać go o to wszystko, lecz wciąż go nie było. Nawet przez kilka dzień lub dwa nie widziała Szenue, musiał znowu gdzieś pójść. Eleni wydawało się, że wilkołak ją unika, jakby bał się jej przestraszonych oczu.
                                                                            ***

Przed namiotem dziewczyny ktoś stanął. Eleni nie mogła rozpoznać głosów rozmówców, wyłapała tylko swoje imię. Było jej to obojętne. Pragnęła tylko porozmawiać z kimś, kto mógłby jej wytłumaczyć. Próbowała złapać Ibrahima, lecz ten unikał jej jak ognia. Podejrzewała, że dostał od Szenue cięgi i to ostre. Czuła wyrzuty sumienia, przez nią Ibrahim podpadł.
Westchnęła.
-Nad, czym rozmyślasz?
Eleni poderwała głowę i popatrzyła na przybysza. Nie wiele jednak mogła zobaczyć gdyż słońce świeciło jej w oczy a jego twarz pozostała w głębokim cieniu.
Jej oczy rozbłysły, gdy ten wszedł głębiej do namiotu i klapy opadły zasłaniając rażące światło. W półmroku rozpoznała długie, jasne włosy, mocną sylwetkę i przede wszystkim piękne, złociste oczy. Wyrwała się do przodu i przytuliła Horiszjo. Jej drobnym ciałem wstrząsnął szloch. Mężczyzna się zaśmiał i pogłaskał ją po głowie.
-Takiego powitania się nie spodziewałem.
Eleni oderwała się od niego i wściekłym ruchem ręki wytarła łzy.
-I też nie powinieneś.
Uderzyła go pięścią w pierś.
-Nic mi nie powiedziałeś! Jechałam sobie z wami szczęśliwa, że już mi nic nie grozi, a tymczasem chroniły mnie bestie! Bestie słyszysz?!
Horiszjo wysłuchał ją w milczeniu. Jej nagły wybuch nie zrobił na nim wrażenia.
-Co tak patrzysz?! Powiedz coś!
-A, co mam powiedzieć? Masz rację. Całkowitą.
Eleni westchnęła, usiadła z powrotem na ziemi. Horiszjo kontynuował:
-Jakże mógłbym Ci cokolwiek powiedzieć? Twoja reakcja mówi sama za siebie.
Usiadł naprzeciwko niej. –Powiedz, boisz się mnie?
Popatrzyła na niego swoimi wielkimi, zielonymi oczami.
-Tak.
Odparła. Horiszjo westchnął.
-No właśnie. Ludzie się nas boją. A nie powinni. Czy widziałaś kiedykolwiek żebym zrobił coś złego jakiemuś człowiekowi?
Eleni się zawahała.
-No właśnie. Nigdy nic nie zrobiłem żadnemu człowiekowi..
-A… tym nad rzeką?
Popatrzył na nią krzywo.
-Chcieli Ci zrobić krzywdę. Miałem im na to pozwolić?
Spuściła wzrok. –Nie, przepraszam.
-Jesteśmy tym, kim jesteśmy. Nie mamy na to wpływu. Lecz wiedz, że staramy się pracować nad naszą naturą.
-Co robiliście w mojej wiosce? Nikt mi nie chce nic powiedzieć.
Horiszjo się uśmiechnął. Wyczuł, że Eleni już się trochę uspokoiła.
-Jest taka wioska… Położona między trzema górami…
Oczy dziewczyny ożywiły się.
-Góry trzech bogiń?!
-Otóż to. Jak już mówiłem jest tam taka wioska bardzo dobrze ukryta i bardzo dobrze chroniona.
-Twoja… wioska?
Powiedziała do niego miękkim głosem. Kiwnął głową.
-Wychowałem się tam i uczyłem się żyć z moją wilczą naturą, tak jak każdy w tym obozie.
-Czemu nigdy o nim nie słyszałam? Nie ma nawet najmniejszych wzmianek w żadnej z legend…
-Musimy się ukrywać. Gdyby łowcy się dowiedzieli gdzie żyjemy…
Pokiwał smutno głową.
-… nie zostałby kamień na kamieniu.
-Rozumiem. Tam zmierzacie. Tak? A ci wszyscy ludzie to twoje stado?
-Wataha- poprawił ją- stadem nazywamy całą społeczność wilkołaków. Watahą-kilkunastoosobowy oddział złożony z bliskich sobie wojowników. Ufamy sobie bezgranicznie. To ważne. Oddałbym swoje życie w ręce Szenue bez wahania.
Eleni pokiwała w zamyśleniu głową.
-Tyle informacji… spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba.
Uśmiechnęła się do niego. Odwzajemnił uśmiech.
-Zostawię Cię teraz samą. Przyjdę po Ciebie wieczorem. Wyruszamy po zachodzie słońca.
Spróbował pogłaskać ją po policzku, lecz się uchyliła. Horiszjo ją zaskoczył, a w niej odezwał się jeszcze niedawny strach. Popatrzył na nią smutnymi oczami. Zabolała go jej reakcja. Opuścił rękę i wyszedł bez słowa na zewnątrz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.