***
Kilka dni po pamiętnym wieczorze,
Eleni spędzała wolne popołudnie nad rzeką. Siedziała na trawie i czesała swe
długie, ogniste włosy. Pogoda była piękna, słońce grzało ją i małego liska,
który wylegiwał się nieopodal patrząc na nią leniwie. Eleni zastanawiała się
czy znowu usłyszy jakieś szeleszczenie w krzakach lecz jak na razie nic się nie
działo. Nie była z natury strachliwa, ostatnio nawet czuła się coraz pewniej
chodząc po lesie pobliskich dolinach. Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją chroni.
-Może to jakiś leśny duszek?
–zastanawiała się głośno próbując znaleźć odpowiedź na intrygujące ją pytanie.
Przysiadł się do niej ciemnowłosy chłopak o wesołych oczach. –Marin! Musisz się
tak skradać?! Nie podsłuchuj, to co mówię to moją sprawa. –Eleni spięła swe
włosy i popatrzyła na przyjaciela. –Czemu masz na sobie strój podróżny?
–Spojrzała przez ramię. –I po co ci ktoś obładowany jukami? Wybierasz się
gdzieś?
Popatrzyła na niego swymi
zielonymi oczami. Marin pod jej wzrokiem poruszył się niespokojnie.
-Już dawno chciałem ci
powiedzieć. –zawahał się. –Wyjeżdżam do Lakonii.
Eleni zamrugała kilka razy z
niedowierzaniem.
-Marin. –Wyszeptała chwytając go
za dłoń.- Nie możesz… moje serce pęknie.
W jej oczach pojawiły się łzy.
-Oni cię tam zabiją. Wiesz ilu
młodych chłopców przeżywa? –Eleni rozpłakała się.
-Eleni, musze wyjechać. Dobrze
wiedziałaś, że w moich żyłach płynie krew Wielkiego Samosa. –powiedział do niej
łagodnie, przytulając ją. Wyrwała mu się wycierając wściekle łzy.
-Krew Samosa, legenda o trzech
boginiach. Marin, to wszystko stare bajdy! –wstała wściekła na niego. –Nie ma
żadnych wilkołaków ani wampirów. Nie ma na co polować bo nic nie ma! –Eleni
prawie krzyczała.
-Eleni, nie pytam cię o zdanie. Dzisiaj wyjeżdżam. –Pocałował dziewczynę
w czoło. Już siedząc na koniu powiedział –Byłaś zawsze dla mnie przyjaciółką.
Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczymy. –Po czym spiął konia i
pocwałował w stronę wioski. Eleni pełna bezsilnej złości siadła na trawie
próbując opanować wstrząsające ją łkanie. Siedziała nad rzeka tak długo, że
słońce już pokonało połowę drogi do swego zachodu. Gdy siedziała tak cała
nadąsana usłyszała tętent kopyt.
Coraz ciekawiej :D Masz dziewczyno talent!
OdpowiedzUsuńMoja fascynacja wampirami i wilkołakami dawno już się skończyła ale dzięki Twojej historii znów je pokochałam:)
OdpowiedzUsuń