czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 2 cz. 4



***

Grupa mężczyzn siedziała przy ognisku i popijała z butelki. Nikt nie zauważył postaci ukrywającej się poza źródłem światła.
-Elza powiedz mi jak to było z tym rozkazem?
Chłopak się uśmiechnął.
-Mamy złapać kobietę, dziewczynę w zasadzie, która ma na lewej łopatce czerwone znamię.
Mężczyźni się uśmiechnęli.
-Zapowiadają się ciekawe łowy. Nie polowaliśmy jeszcze na człowieka.
Elza na niego popatrzył.
-To nie jest człowiek.
Gdy Horiszjo oddalał się ukradkiem w stronę Ibrahima i koni. Nurtowała go myśl kim jest owa dziewczyna.
-Czego się dowiedziałeś? –zapytał Ibrahim, gdy Horiszjo wyłonił się z lasu.
-Planują coś paskudnego. Wracasz do obozu.
Horiszjo wsiadł na konia, Ibrahim zrobił to samo.
-A co z tobą? –zapytał.
-Ja nie wracam. –mówiąc to odwrócił się i odjechał. Na północ. Ibrahim po lekkim wahaniu pocwałował w przeciwnym kierunku.
Gnał co tchu w stronę wioski. Modlił się do Luny o to, aby jego przypuszczenia nie okazały się słuszne. Gdy był już w zasięgu wzroku od wioski, poczuł swąd spalenizny. Jego uszy wyłapały krzyki mordowanych ludzi i kwiki palonych zwierząt. Pośpieszył konia. Wjechał do wioski jak rozpędzona strzała. Zatrzymał się i zsiadł z konia. Tak było mu łatwiej szukać jej zapachu. Widział ją jako cieniutka nić prowadzącą wszędzie tam, gdzie ona przeszła. Widział wszędzie krzyki, ogień i pełno krwawych trupów. Była to zdecydowanie robota łowców. Oni nie czuli współczucia, pragnęli tylko wykonać zadanie.  Nagle poczuł świeży ślad prowadzący w stronę karczmy. Pobiegł w tamtym kierunku. Biegnąc i klucząc między wozami pozostawionymi samotnie na drodze i przeskakując przez truchło konia, dopadł do drzwi gospody. Otworzył je kopniakiem. Owionął go zapach krwi i dwóch wampirów. Wzmógł czujność, usłyszał jakieś hałasy na piętrze. Omijając dwa trupy, rozpoznał w nich Salena i Ewę. W jej martwych oczach widać było grozę i strach. Horiszjo szukał trzeciego trupa. Nie znalazł. Wchodząc na górę wyciągnął miecz z pochwy. Wpadł do pokoju, gdzie zapach wampirów był najsilniejszy. Zaatakowała go jakaś jasnowłosa plama. Gdy rzucił przeciwnika na przeciwległą ścianę, ujrzał młodego jasnowłosego chłopca o świdrującym spojrzeniu. Nie dał się jednak zwieść. Wiedział, że wampir może być starszy i silniejszy od niego. Przyczaił się z mieczem gotowy odeprzeć atak.
-Proszę zostaw nas w spokoju!
Podeszła do niego kobieta.
-Nie jesteśmy w tej chwili wrogami. Nie szukamy zwady.
Pomogła wstać wampirowi. Ten patrzył na Horiszjo podejrzliwie masując obolały bark.
-Widzieliście młodą dziewczynę? Ma rude włosy i jest krewną właściciela karczmy.
Kobieta się zaśmiała.
-Chciałeś powiedzieć: była. Bo ile się nie mylę, ich trupy leżą na dole.
Horiszjo się najeżył.
-Widziałaś ją pijawko czy nie?!
Młodzian zawarczał. Kobieta zatrzymała go ręką.
-Tak, widziałam. Łowcy ją zabrali.
-Gdzie?! Mówże kobieto!
-Pojechali w stronę gór. Było ich czterech. Reszta pojechała na południe.
Horiszjo niewiele czekając otworzył okno, stanął na futrynie i skoczył w dół. Spadając zręcznie na dwie nogi, wystraszył psa, który ze skowytem pobiegł w stronę budy. Gwizdając na swego konia podbiegł do trupa mężczyzny i zabrał mu łuk i kołczan, który miał na plecach.
-Musiał być myśliwym. –pomyślał. –Teraz już nigdy nie wyżywi swojej rodziny. O ile jego rodzina przeżyła.
Wsiadł na swego konia i pocwałował w stronę gór

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.