poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 2 cz.5




***

-Puszczaj. To boli! –Eleni się szarpała, gdy łowcy wiązali jej nogi i nadgarstki.
-Uspokój się, bo dopiero zaboli.
Eleni popatrzyła na mężczyznę gniewnym wzrokiem.
-Czego ode mnie chcecie? Nic nie zrobiłam. Wiedziałam, że łowcy nie są jakoś nadzwyczajnie bystrzy, ale powinni rozpoznac człowieka. Słyszysz? Jestem człowiekiem, a ty…
Nie dała rady dokończyć, bo jeden wojownik zatkał jej usta kawałkiem materiału i przewiesił przez konia. Eleni zapiszczała oburzona.
-Zgrabny ma tyłeczek. A może by tak… -Jeden klepnął ją w pośladek.
-Zachowaj swoje popędy na później. –powiedział Elza. –Wiesz co mówił Alan. Mamy dostarczyć ją nietkniętą.
Mężczyzna westchnął rozczarowany. Elza się uśmiechnął.
-Znajdziemy ci kogoś innego.
Wyprostował się w siodle.
-Panowie na koń! Jedziemy.
Czwórka łowców pocwałowała na południe.
Eleni czuła każdy wstrząs w swoim ciele. Nigdy nie lubiła jazdy konnej, a już zwłaszcza w takiej niewygodnej pozycji. Zacisnęła zęby. Czuła po swojej lewej stronie ciało jeźdźca. Śmierdziało od niego potem i koniem. Eleni przypomniała sobie zapach Horiszjo. Głęboki korzenny. Poruszyła się niespokojnie. Miała maleńką nadzieję, że ją uratuje.
Głupia jesteś. On jest tylko człowiekiem. -przełknęła gorzkie łzy -Horiszjo, gdzie jesteś? Potrzebuję cię. Tak bardzo cię potrzebuję.
Powtarzała słowa niczym jakąś litanię myśląc, że może chociaż jedna z jej wielu myśli dotrze do wybawcy.
Nagle koń się zatrzymał.
-O co chodzi? –zapytał ten, co wiózł Eleni.
-Nie wiem. Coś jest nie tak. –Elza obejrzał się dookoła. –Ktoś tu jest.
Serce Eleni drgnęło. Trójka jeźdźców wzmogła czujność.
-Wilkołaki? Czułem ich obecność, ale wydawało mi się, że odjechali.
-To źle myślałeś. Głupcze! Kto cię uczynił łowcą? Szybko! Jedziemy!
Pognali przed siebie. Nagle konie się spłoszyły wyczulone na istoty nieziemskie.
-Cholera.. jasna! Wyciągnąć miecze! Oni gdzieś tu są!
-Ilu? Ilu do cho…?!
Nagle pojawiła się jakaś sylwetka na czarnym koniu. Jej płaszcz łomotał na wietrze dając wygląd potępionego ducha.
-Oddajcie mi dziewczynę.
Mężczyźni okrążyli Horiszjo.
-A to dlaczego? Ona jest nasza. –Elza uśmiechnął się do niego. Horiszjo przymknął na chwilę oczy.
-A więc dobrze. Sami wybraliście swój los.
Nie czekając już ani chwili dłużej zamachnął się mieczem na tego z prawej, dźgnął go mieczem pod szyję. Eleni w tym czasie nie czekając aż spadnie na nią trup jeźdźca, zsunęła się z konia i na drżących przewiązanych sznurem nogach, odczołgała się pod pobliskie drzewo. Patrzyła na walkę mężczyzn zafascynowana. W międzyczasie Horiszjo zabił już drugiego łowcę. Działał błyskawicznie. Odwrócił się w stronę następnych dwóch, gdy poczuł, że ktoś skoczył na niego. To trzeci łowca zrzucił go swoim ciałem z konia. Elza już czekał z mieczem, na ziemi. Horiszjo zaklął szpetnie. Mógł się spodziewać, że będzie miał problemy z wyszkolonym oddziałem. Wyszarpnął z cholewy buta mały, zakrzywiony nóż i wbił między żebra napastnika. Odepchnął charczące ciało. Następny mężczyzna wbił miecz w nogę Horiszjo. Ten zajęczał z bólu. Wyszarpnął z nogi ostrze i odrzucił na bok. Nie zdążył zaatakować Elzę, bo ten skoczył na konia i pogalopował jak najdalej. Horiszjo wyciągnął strzałę z kołczanu na plecach i naciągnął cięciwę. Strzelił. Trafił dokładnie w miejscu, gdzie jest serce. Upadł zmęczony. Walka z czterema mężczyznami go wyczerpała. Poczuł chłodne palce na swej twarzy.
-Eleni, czy wszystko z tobą w porządku? Nie zrobili ci krzywdy?
Eleni się uśmiechnęła.
-Raczej to ja powinnam spytać czy z tobą wszystko w porządku.
Jej ręka zjechała na jego nogę.
-Jesteś ranny.
Horiszjo zadrżał.
-Wszystko w porządku. To lekka rana.
Wstał gwałtownie.
-Chodź. Nie możemy tu zostać. Będą nas szukać.
Eleni zadrżała.
-Kim oni byli?
Horiszjo popatrzył na nią łagodnie.
-Okrutnymi bestiami, które mają czelność nazywać się obrońcami ludzi.
Pomógł jej wsiąść na konia. Już będąc oparta o twardy tors Horiszjo, zapytała.
-Byłeś w wiosce?
Horiszjo poruszył się niespokojnie.
-Byłem.
-Widziałeś…?
-Widziałem Eleni. Ich ciała leżały martwe w gospodzie.
Dziewczyna oklapła.
-Ale, dlaczego? –zapytała.
-Nie wiem. Nikt nie wie. Tak chcieli bogowie.
Horiszjo starł z policzka Eleni łzę.
-Ile masz lat? –zapytał nagle.
-Siedemnaście. –odparła zdziwiona. Horiszjo się uśmiechnął.
-Jesteś taka młodziutka, a tyle przeżyłaś.
Po policzkach Eleni dwiema strugami spływały słone łzy. Razem pocwałowali na południe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.