***
-Puszczaj. To boli! –Eleni się
szarpała, gdy łowcy wiązali jej nogi i nadgarstki.
-Uspokój się, bo dopiero zaboli.
Eleni popatrzyła na mężczyznę
gniewnym wzrokiem.
-Czego ode mnie chcecie? Nic nie
zrobiłam. Wiedziałam, że łowcy nie są jakoś nadzwyczajnie bystrzy, ale powinni
rozpoznac człowieka. Słyszysz? Jestem człowiekiem, a ty…
Nie dała rady dokończyć, bo
jeden wojownik zatkał jej usta kawałkiem materiału i przewiesił przez konia.
Eleni zapiszczała oburzona.
-Zgrabny ma tyłeczek. A może by
tak… -Jeden klepnął ją w pośladek.
-Zachowaj swoje popędy na
później. –powiedział Elza. –Wiesz co mówił Alan. Mamy dostarczyć ją nietkniętą.
Mężczyzna westchnął rozczarowany.
Elza się uśmiechnął.
-Znajdziemy ci kogoś innego.
Wyprostował się w siodle.
-Panowie na koń! Jedziemy.
Czwórka łowców pocwałowała na
południe.
Eleni czuła każdy wstrząs w
swoim ciele. Nigdy nie lubiła jazdy konnej, a już zwłaszcza w takiej
niewygodnej pozycji. Zacisnęła zęby. Czuła po swojej lewej stronie ciało
jeźdźca. Śmierdziało od niego potem i koniem. Eleni przypomniała sobie zapach
Horiszjo. Głęboki korzenny. Poruszyła się niespokojnie. Miała maleńką nadzieję,
że ją uratuje.
Głupia jesteś. On jest tylko
człowiekiem. -przełknęła gorzkie łzy -Horiszjo, gdzie jesteś?
Potrzebuję cię. Tak bardzo cię potrzebuję.
Powtarzała słowa niczym jakąś
litanię myśląc, że może chociaż jedna z jej wielu myśli dotrze do wybawcy.
Nagle koń się zatrzymał.
-O co chodzi? –zapytał ten, co
wiózł Eleni.
-Nie wiem. Coś jest nie tak.
–Elza obejrzał się dookoła. –Ktoś tu jest.
Serce Eleni drgnęło. Trójka
jeźdźców wzmogła czujność.
-Wilkołaki? Czułem ich obecność,
ale wydawało mi się, że odjechali.
-To źle myślałeś. Głupcze! Kto
cię uczynił łowcą? Szybko! Jedziemy!
Pognali przed siebie. Nagle
konie się spłoszyły wyczulone na istoty nieziemskie.
-Cholera.. jasna! Wyciągnąć
miecze! Oni gdzieś tu są!
-Ilu? Ilu do cho…?!
Nagle pojawiła się jakaś
sylwetka na czarnym koniu. Jej płaszcz łomotał na wietrze dając wygląd
potępionego ducha.
-Oddajcie mi dziewczynę.
Mężczyźni okrążyli Horiszjo.
-A to dlaczego? Ona jest nasza.
–Elza uśmiechnął się do niego. Horiszjo przymknął na chwilę oczy.
-A więc dobrze. Sami wybraliście
swój los.
Nie czekając już ani chwili
dłużej zamachnął się mieczem na tego z prawej, dźgnął go mieczem pod szyję.
Eleni w tym czasie nie czekając aż spadnie na nią trup jeźdźca, zsunęła się z
konia i na drżących przewiązanych sznurem nogach, odczołgała się pod pobliskie
drzewo. Patrzyła na walkę mężczyzn zafascynowana. W międzyczasie Horiszjo zabił
już drugiego łowcę. Działał błyskawicznie. Odwrócił się w stronę następnych
dwóch, gdy poczuł, że ktoś skoczył na niego. To trzeci łowca zrzucił go swoim
ciałem z konia. Elza już czekał z mieczem, na ziemi. Horiszjo zaklął szpetnie.
Mógł się spodziewać, że będzie miał problemy z wyszkolonym oddziałem.
Wyszarpnął z cholewy buta mały, zakrzywiony nóż i wbił między żebra napastnika.
Odepchnął charczące ciało. Następny mężczyzna wbił miecz w nogę Horiszjo. Ten
zajęczał z bólu. Wyszarpnął z nogi ostrze i odrzucił na bok. Nie zdążył
zaatakować Elzę, bo ten skoczył na konia i pogalopował jak najdalej. Horiszjo
wyciągnął strzałę z kołczanu na plecach i naciągnął cięciwę. Strzelił. Trafił
dokładnie w miejscu, gdzie jest serce. Upadł zmęczony. Walka z czterema
mężczyznami go wyczerpała. Poczuł chłodne palce na swej twarzy.
-Eleni, czy wszystko z tobą w
porządku? Nie zrobili ci krzywdy?
Eleni się uśmiechnęła.
-Raczej to ja powinnam spytać czy
z tobą wszystko w porządku.
Jej ręka zjechała na jego nogę.
-Jesteś ranny.
Horiszjo zadrżał.
-Wszystko w porządku. To lekka
rana.
Wstał gwałtownie.
-Chodź. Nie możemy tu zostać.
Będą nas szukać.
Eleni zadrżała.
-Kim oni byli?
Horiszjo popatrzył na nią łagodnie.
-Okrutnymi bestiami, które mają
czelność nazywać się obrońcami ludzi.
Pomógł jej wsiąść na konia. Już
będąc oparta o twardy tors Horiszjo, zapytała.
-Byłeś w wiosce?
Horiszjo poruszył się
niespokojnie.
-Byłem.
-Widziałeś…?
-Widziałem Eleni. Ich ciała
leżały martwe w gospodzie.
Dziewczyna oklapła.
-Ale, dlaczego? –zapytała.
-Nie wiem. Nikt nie wie. Tak
chcieli bogowie.
Horiszjo starł z policzka Eleni
łzę.
-Ile masz lat? –zapytał nagle.
-Siedemnaście. –odparła
zdziwiona. Horiszjo się uśmiechnął.
-Jesteś taka młodziutka, a tyle
przeżyłaś.
Po policzkach Eleni dwiema
strugami spływały słone łzy. Razem pocwałowali na południe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz bardzo dziękujemy.
Możecie tu umieszczać swoje opinie nt. Krwawej strzały i wskazówki.